Strach to każda podjęta decyzja, typu "mniejsze zło", to każda decyzja, którą podjęliśmy pod wpływem presji, otoczenia, nie do końca przekonani.. wbrew sobie, bojąc się kogoś, czegoś, tego co ktoś o nas powie, że kogoś zawiedziemy... To decyzje podjęte pod wpływem strachu o przyszłość. Pod wpływem troski podszytej strachem o nasze dzieci... To również decyzje podjęte pod wpływem (nie)naszych nierozumianych ambicji, pragnień, oczekiwań naszych i społecznych... To wszystko co napawa nas lękiem lub jest pogonią za wiatrem.
Dlaczego to piszę? Bo wiedzę po sobie jak na mnie działa strach i myślenie egoistyczne... właśnie. Egoistyczne.
Strach ma swe centrum w egoizmie. W wierze w samotność, w samotną walkę z rzeczywistością o przetrwanie. To jest strach naszego ego, przestraszonego i samotnie walczącego o przeżycie. To ego się boi. Ego jest samotne i przekonane, że musi samotnie iść przez życie, że musi walczyć, aby przetrwać. Ego się cały czas boi i rozsiewa ten strach wszędzie projektując go na całą naszą rzeczywistość, zakłamując jej obraz. Ego stale musi udowadniać, że sobie poradzi, jednocześnie wiedząc, czując, że to nie prawda. Ego podjęło pod wpływem dumy decyzję o walce z Bogiem i rzeczywistością i w porywie emocji zbuntowało się przeciwko Prawdzie. Podjęło decyzję, że sobie samo poradzi i sobie „radzi”... Czuje, że jest skazane na porażkę ale na ten czas jest jeszcze zbyt dumne, by się przyznać do tego... Wciąż walczy i próbuje coś osiągnąć, coś zrobić, zabezpieczyć się przed niewiadomym... Być wielkie, zwycięskie, a jest... wylęknione, niepewne, słabe, nieufne.... a zatem agresywne, rządne władzy, pozycji, aby udowadniać swoją rację. Wie, że źle zrobiło i wie, że przegra ale jeszcze walczy...
Poprzez to, że boję się o przyszłość wykonuje nerwowe ruchy... Nie pozwalam sobie na odrobinę luzu. Dławię swoje gardło, oddycham płytko i wyglądam skąd przyjdzie niebezpieczeństwo i jak się przed nim uchronić... Każda wyłaniająca się naglę postać czy zdarzenie to potencjalne zagrożenie lub cel do pokonania lub podporządkowania sobie i niesie ze sobą konieczność walki... To nic dobrego żyć w takiej rzeczywistości... Ego genialnie to wszystko zaczerniło... Zacieniowało to tak, że ciężko jest cokolwiek optymistycznego zobaczyć... A jeżeli coś się pojawia to i tak coś się czuję, że będzie z tego kłopot albo nawet myśli, że skoro teraz jest fajnie to na pewno za chwile będzie źle... Nie może tak być.. Przecież świat jest podstępny i zdradliwy.. Życie to walka... Samotna walka nie wiadomo o co... Najlepiej by było się zamknąć na jakiejś wierzy i otoczyć podwładnymi, którzy by mnie chronili... Dostarczając mi wszystkiego czego mi trzeba... rekompensując moje braki i strach otaczam się luksusem i pięknem... Władza jest moim narkotykiem, władza, pieniądze,,, seks... wszystko co pozwala dominować, być lepszym od innych... ego.
Teraz jest jeszcze jedno ego... ego, które myśl, że jest ponad to... że jest lepsze, bo skoro wie o tym jakie tamto jest, to już jest lepsze... Ma zdolność obserwacji. To jest jeszcze "fajniejsze", bo bardziej podstępne.... To myśli sobie... nooo teraz, skoro to wszystko przejrzałem, to wiem już, że teraz wyjdę na inny poziom świadomości... Uwolniony od tamtego ego teraz spłynie na mnie to, co duchowość oferuje.. czyli moc tworzenia, siła, moc, akcja... co dalej będzie prowadzić do władzy i siły... pozycji... to jest to drugie ego... ego spryciarskie...
I to trzecie... to ciche...to spokojne... to cierpliwe... to ego uniwersalne. Ono czeka spokojnie i patrzy czy tamte się wykrzyczą i zdemaskują... Wtedy na spokojnie zaczyna... być. Nie musi nic robić.. Wystarczy być i otwarte jak kielich kwiatu czeka na ożywiający promień słońca i użyźniający deszcz.... Na powiew inspiracji i siły do działania... otwarte na wszystko i wszystkich, nie oceniające i nie wartościujące.... po prostu jest... pełne pustki. Gotowe na napełnienie... Gotowe na życie. Życie.
Odkrywam, że życie w strachu to właściwie nic nie warta strata czasu... a właściwie warta... coś warta, bo jednak prowadzi w końcu do przebudzenia i otwarcia się na życie. Odkrywam, że w życiu chodzi o rozpadanie się. Odpadanie i oczyszczanie się ze swoich identyfikacji. Z tego z czym się tak bardzo identyfikujemy i do czego się przywiązujemy... z tego co czyni nas niewolników... z pozycji, stanowiska, nazwiska, domu, pracy, opinii.... Wszyscy tak bardzo się z tym identyfikujemy, że potrzebujemy na prawdę bardzo dużo powietrza duchowego, aby się odkryć na nowo i zobaczyć siebie... A strach ciągle działa... ale już go widzę... wiem o nim i znam jego... właściwie to jak go widzę to zaczynam się uśmiechać jak do starego przyjaciela... starego kupla, który w prawdzie ciągle mi podstawia nogi i popycha ale naglę zdaję sobie sprawę z tego, że on to robi abym się nauczył lepiej stać, abym był bardziej stabilny... abym zwracał uwagę na to co się dzieje... on podsuwa mi mnóstwo tematów na które powienem się uodpornić... na które powienem popatrzeć przez oczy Miłości... na które powinno zareagować moje wyższe ego... Bo Miłość jest wodą w tym młynie i to ona wszystko robi... a wystarczy pozwolić Jej płynąc a od razu gleba zaczyna wydawać owoce... wystarczy popatrzeć w szerszym kontekście na cały świat, z innej perspektywy od razu otwierają się nowe, wspaniałe i coraz ciekawsze i śmielsze wizję i plany... jest coraz ciekawiej, milej... wszystko nabiera głębi... tylko przejdźmy na właściwe paliwo... na Miłość.
Gra naszego ego to tylko gra mająca na celu przebudzenie. Nasze ego spełnia niesamowitą rolę w naszym życiu. Jest naszym największym nauczycielem. Lekcje egoizmu mają nas nauczyć wybierania tego co ważne. Ego posługuję się strachem i jego pochodnymi i dlatego łatwo jest je zdemaskować. Wybierając coś innego niż strach wybieramy po za egoizmem. Jesteśmy uniwersalni dla wszystkich i wszystkiego. Wybierając uniwersalną miłość, wybieramy życie w pełnym tego słowa znaczeniu. Ego samo znika gdy przestaje być potrzebne. Oczywiście zawsze będzie, czujne i gotowe służyć pomocą i dać po łapach, jeżeli się zapomnimy i znów będziemy potrzebować jego lekcji ale nie potrzebujemy patrzeć na nie jako na naszego wroga. Idąc za idealistycznym spojrzeniem na świat, rozpoznajemy ego i jego narzędzie – strach, jako jedno z narzędzi do poznania Prawdy i przypomnienia sobie Kim Się Jest i gdzie się żyje. W każdym razie najlepszym sposobem, aby korzystać z jego lekcji to samo obserwacja, czyli stanie z boku i spokojne rozpatrywanie tego co się dzieje i oczywiście szczera chęć i czysta intencja. To w końcu prowadzi do przebudzenia i ostatecznego uwolnienia od panowania egoizmu, choć oczywiście nie od uwolnienia od samego ego. Chyba, że ktoś nie chce istnieć.
Niestety, nasze miłościwie nam panujące systemy religijne nie dają nam żadnych racjonalnych ani sensownych celów do realizacji. Wyrośnięty z niskich poziomów świadomości – władzy i seksu cel życia jest zupełnie postawiony na głowie i bezsensu. Zresztą... jaki on jest? Ale nie zauważamy tego i wszyscy zgadzamy się na takie coś. No bo co może być innego? Zawsze tak było... no cóż... kiedyś ludzie myśleli, że Ziemia jest płaska... Zgadzamy się na to, że życie jest taką bezsensowną walką i spokojnie dźwigamy swój krzyż... Docierająca do nas świadomość, że może istnieć coś innego wydaje się tak abstrakcyjna, że aż nie możliwa. Jak ludzie mogą nie myśleć o pieniądzach i o władzy? Jak może być coś innego? Ego rozgościło się w naszym życiu na dobre, jesteśmy przekonani o naszej samotności, grzeszności, słabości...
Na szczęście to już się zmienia i tryskających źródełek prawy i nowej myśli będzie coraz więcej i coraz większą i lepszą robotę będą robić w świadomości wszystkich ludzi. I świat się zmieni... nawet nie wiadomo będzie kiedy.
Odkrycie swego prawdziwego Ja, swej Boskiej Natury jest jedyną trwałą drogą do szczęścia. Jest właściwie jedyną możliwością i sensem życia i każdy z niej prędzej czy później skorzysta. I to będzie wiele radości gdy nagle na masową skalę ludzie zaczną sobie przypominać Kim są. Ależ będzie radości!! :)
Czego z całego serca Wam i sobie życzę.