Tak można powiedzieć obserwując prace rządu nad programem wypłat emerytur z OFE. Wydaje się, że obecne działania mają na celu nic innego, jak maksymalne zabezpieczenie interesu państwa. Stąd niechętnie podchodzi się do propozycji dziedziczenia zgromadzonych w OFE pieniędzy przez członków rodziny zmarłego emeryta.

Data dodania: 2007-07-12

Wyświetleń: 4682

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Tak można powiedzieć obserwując prace rządu nad programem wypłat emerytur z OFE. Wydaje się, że obecne działania mają na celu nic innego, jak maksymalne zabezpieczenie interesu państwa.
Stąd niechętnie podchodzi się do propozycji dziedziczenia zgromadzonych w OFE pieniędzy przez członków rodziny zmarłego emeryta.

Innymi słowy: ktoś pracuje i odkłada do OFE przez 30-40 lat. Następnie przechodzi na emeryturę i umiera po 5-7 latach od przejścia na emeryturę. 2/3 zgromadzonego kapitału pozostaje nienaruszone i trafia z powrotem do państwowego worka. To nic innego jak odebranie rodzinie tego, co jej się należy. Obecni pomysłodawcy sposobu wypłat zapominają chyba o tym, że środki dziedziczone po zmarłym przyczynią się do wzrostu konsumpcji i tym samym napędzą gospodarkę. Tym bardziej, że wypłata środków mogłaby się odbywać nadal – jako przekazywanie comiesięcznych kwot, tyle tylko, że na rzecz innej osoby.

Reformę emerytalną wprowadzono w 1999 roku właśnie po to, aby częściowo uniezależnić państwo od konieczności wypłat emerytur. Każdy kto rozpoczyna pracę ma obowiązek zapisać się do OFE, gdzie trafia część jego składki odprowadzanej do ZUS. Składki te są następnie inwestowane przez OFE i tworzą kapitał emerytalny, z którego dana osoba będzie otrzymywać świadczenia.

Problemy będą narastać.
Polaków ubywa i ubywać będzie. Struktura demograficzna jest coraz bardziej niekorzystna. Osób w wieku produkcyjnym ubywa, a młodzi uciekają za granicę.
To wszystko sprawia, że przyszłe świadczenia emerytalne będą niższe niż obecnie, gdyż coraz mniej osób pracuje na niepracujących. OFE częściowo zmniejszą tą niekorzystną sytuację dzięki inwestycjom zgromadzonych środków. To jednak nie wystarczy. Gdy koniunktura giełdowa ulegnie pogorszeniu, zyski będą niewielkie, a osób uprawnionych do świadczeń będzie przybywać.

Trzy sposoby wypłat proponowane przez rząd:

Emerytura indywidualna – wyliczana na podstawie średniej długości życia. Kapitał zgromadzony w OFE jest wypłacany do wyczerpania. W przypadku śmierci pieniądze przepadają na rzecz państwa.

Emerytura z gwarantowanym okresem wypłat. Możemy sobie założyć, że chcemy dostawać świadczenia np. przez 15 lat. Minimalny okres na jaki można zawrzeć umowę to 10 lat. Kapitał z OFE jest wówczas dzielony na ilość lat i wypłacany do wyczerpania. W przypadku śmierci przed upływem okresu 15 lat pozostałe pieniądze trafiłyby do wskazanej osoby. Pomysł o tyle kontrowersyjny, że trudno samemu określać, ile będziemy żyć. Co gorsza, jeśli będziemy żyć dłużej niż ustalone 15 lat, świadczenia nie będą nam przysługiwały.

Emerytura małżeńska.
To o nią toczy się zacięta walka. W pierwszym projekcie systemu wypłat była taka propozycja. Obecnie rząd chce się z niej wycofać. W dużym skrócie chodziło o to, aby po śmierci jednego z małżonków drugi miał prawo przejąć jego świadczenia. Twórcy nowego systemu nie chcą się na to zgodzić tłumacząc to wyższymi kosztami. Zapominają jednak o tym, że takie podejście jest skrajnie niesprawiedliwe.
Przykład:
Małżeństwo Kowalskich, w którym mąż zarabia dobrze a żona słabo. Po otrzymaniu emerytur - jego emerytura będzie wysoka, żony niska. Po jego śmierci zgromadzony kapitał przepadnie w kasie państwa, a żonie pozostaną jej niskie świadczenia.

Dlaczego nikt ze wpadł na pomysł zamiany świadczeń pomiędzy małżonkami? Pozostały przy życiu małżonek miałby prawo do wyższych świadczeń bez względu na to, kto je wypracował. Kapitał z którego wypłacana była niższa emerytura wracałby do wspólnej kasy OFE.

Ciekawe, że twórcy nowego systemu wypłat zapominają o sobie samych. Ich również obejmie nowa forma wypłat świadczeń. Czyżby byli aż tak krótkowzroczni? Przecież za kilka lat wielu z nich straci swoje wysokie uposażenia w sejmie i przyjdzie im żyć za mniejsze kwoty. A co z ich żonami, które w wielu przypadkach zajmują się domem lub pracują za niewielkie w porównaniu z mężami pensje? One ucierpią na tych rozwiązaniach najbardziej.

System pozostawi samym sobie większość przyszłych emerytów. Będą oni zdani na wskaźniki, które wyliczą im wysokość świadczeń – rzecz jasna możliwie najniższą. W lepszej sytuacji są osoby dobrze zarabiające, które zawczasu oszczędzają i inwestują pieniądze. Po kilkunastu latach nikt, poza nimi samymi i rodziną, nie będzie mógł położyć na nich swojej „łapy”.

Czas ucieka, a obecnie podejmowane decyzje dotyczą blisko 13 mln przyszłych emerytów. Tyle bowiem osób odkłada na emeryturę w OFE. Aktualne zamieszanie polityczne i groźba przedterminowych wyborów odsuwają na dalszy plan decyzję w sprawie emerytur. To bardzo źle, gdyż czas mija, więc wszelkie decyzje będą zapewne podejmowane pospiesznie, co na pewno nie przysłuży się sprawie.
Licencja: Creative Commons
0 Ocena