Zima a depresja
Zima jest strasznie depresyjną porą roku...Przejawia się to w wielu beznadziejnych aspektach codziennej egzystencji na krawędzi wytrzymałości nerwowej. Nie da się ciągle znosić ogarniającej zewsząd szarości i lepkiej od nudy rutyny. Śnieg jest jednym z wielu czynników pogłębiających depresję do fazy dwubiegunowej a nawet do zaburzeń osobowościowych. Opady śniegu i zalegające wokół zaspy przypominają osobie w stanie despracko - depresyjnym o ciągłej aberracji i braku możliwości wyrwania się ze stagnacji i zastoju...Widzimy korek (zimą szczególnie naturalne zjawisko) co w prostej linii osobie zaburzonej jawi się jako brak możliwości cofnięcia się, wydostania z niekomfortowego położenia lub niemożliwość wykonania ruchu progresywnego..Nic tylko Seronil lub Xanax. Ale dlaczego nie zacząć od prostych czynności, które oderwą nas od myśli obsesyjno - kompulsywnych, a ewentualne farmakologi zostawić na sam koniec, kiedy będziemy zasypiać wtuleni w żyletki pieszczotliwie łechtające nasze żyły w nadgarstkach. Tak więc...może odśnieżanie dachu. To w końcu pożyteczna czynność, a my potrzebujemy akceptacji ze strony społeczeństwa by móc spojrzeć na swoją twarz w lustrze. Pani Wiesia spod 4 umożliwi nam otaksowanie własnego oblicza wyrażając aprobatę i zachwyt na cześć naszych wysiłków w pracach wysokościowych. Tak więc spróbujmy z łopatą...jest to w końcu proste w obsłudze narzędzie, które nie może już bardziej skomplikować naszego życia wewnętrznego.
Zabawy z łopatą
Zabawy z łopatą mogą okazać się dość terapeutyczne i pomóc nam w odnalezieniu w sobie pokładów całkiem sprawnie funkcjonującego w świecie tworu przypominającego swą fizycznością istotę ludzką. Niestety nasze myśli mielone codziennie przez przemęczony umartwianiem się nad sobą mózg raczej nie pozwalają zaklasyfikować nas jako nieszkodliwych obywateli. Zapewne już niedługo pozbawią nas prawa do głosowania i brania udziału w manifestacjach gejowskich lub co gorsza tych poświęconych słusznej sprawie ratowania sqoutów. Wracamy do łopaty i odśnieżamy nasz dach...Metafora dachu jako własnej głowy jest całkiem pożyteczna dla depresyjniaków. Wyobraźmy sobie wszyscy, że ten znikający śnieg, który tak sprawnie usuwamy łopatą wyzwala nasze myśli z okowów barw żałobnych i raczej żałosnych na dłuższą metę. Odśnieżmy swoje myśli z szarej, zimowej pluchy vel otępienia totalnego i poddajmy się uzdrawiającej mocy łopaty i czystego, błyszczącego w słońcu dachu. Tak więc słuchając The Smiths „Last night I dreamt that somebody loved me" usuwamy w rytm naszych samobójczych i żyletkowych kawałków zalegającą w nas niechęć i nienawiść do samych siebie.
Praca o niezadowolenie z życia
Po doprowadzeniu dachu do stanu czystości obsesyjnej możemy znów być sobą. Spoglądanie w dół i obliczanie ewentualnych możliwości poniesienia śmierci na wypadek skoku z naszego czystego dachu jest całkiem w normie. W końcu osobowość nie może zostać uleczona łopatą. Ale chęć aprobaty jest silniejsza. Spotkanie z Panią Wiesią daje nam pozytywny zastrzyk serotoniny i czujemy się jak na kilku jej inhibitorach naraz. Niestety zachwyt szybko mija i znów wracamy do konsystencji gówna. Na domiar złego Xanax już się skończył i żadne benzodiazepiny już nie są w stanie nas ustabilizować. Pogrążeni w projektowanym przez siebie syfie gnijemy coraz bardziej w objęciach łóżka i śmierdzącej niechęcią pościeli. Znowu pada śnieg co tylko przyspiesza procesy gnilne i mamy do czynienia z nadprodukcją wszechoogarniającego fetoru paranoi i lęków. Tak więc kolejna zima mija nam na skutecznym ukrzyżowywaniu sensu naszego istnienia. I znowu, w ulepionego ze śniegu bałwanka przyodzianego w naszą zaburzoną konstrukcję świata, z lubością możemy wbijać noże, żyletki i szpilki...Szczególną radość daje nam wkłuwanie się pod lodowe powieki. Model przeniesienia zimą jest jedynym wyjściem - w końcu budowanie bałwana ma dla nas atrybuty odbudowywania swojej własnej wartości i lepienia swojego obrazu na nowo. Psychoterapia z bałwanem to stały scenariusz dla borderów wszelakiej maści:)