Przyjaźń lepsza od psychoterapii. Przyjaciele, opowiadając o swoim dzieciństwie, nagle uświadamiają sobie, że potężna kłótnia z dziadkiem, w wieku pięciu czy sześciu lat, wciąż ma wpływ na ich życie. Najlepszej przyjaciółce najłatwiej opowiedzieć o kłopotach małżeńskich i problemach w pracy. Często tylko z tak zaufaną osobą potrafimy porozmawiać bez skrępowania o seksie i właśnie jej jesteśmy w stanie wyjawić najskrytsze marzeniach.
Naukowcy zajmujący się kwestią tego jak przyjaźń wpływa na nasze życie, stwierdzili, że podczas takich bardzo szczerych rozmów z przyjaciółmi wchodzimy w stan podobny do płytkiej hipnozy. Jesteśmy odprężeni, nie kontrolujemy się tak silnie jak w kontaktach ze współpracownikami, a nawet z mężem czy żoną. W efekcie potrafimy, podobnie jak w hipnozie, wydobyć z podświadomości wspomnienia, do których nie wracaliśmy od lat. Łatwiej nam przychodzi wiązanie pewnych faktów ze sobą, dostrzeganie rozwiązań, na jakie do tej pory nie wpadliśmy.
Rozmowa z przyjacielem odbywa się w swobodniejszej atmosferze niż z psychologiem i jest częściej przerywana śmiechem. S. Linenburg, nagrywając na wideo zwierzenia zaprzyjaźnionych ze sobą osób, stwierdziła, że nawet mówiąc o tematach bardzo ciężkich jak śmierć, rozwód albo choroba, uśmiechają się one średnio co 4 min, a co 11 min wybuchają śmiechem.
Życzliwość rozmówcy dodaje mówiącemu odwagi, upewnia go, że jest słuchany i rozumiany. Żart, odejście na chwilę od tematu, zabawne skojarzenie pozwalają rozładować emocje, a często też znaleźć wyjście z trudnej sytuacji, o której jest mowa. Mózg najefektywniej rozwiązuje „zadany" mu problem wtedy, gdy przestajemy się na nim koncentrować. Z badań dr Samanthy Linenburg wynika, że kobiety śmieją się ze swoimi przyjaciółkami pięć razy częściej niż mężczyźni z przyjaciółmi. - Dla kobiet przyjaźń to często powrót do czasów dzieciństwa - mówi Ewa Rutkowska. - Nawet poważne panie prezes, na co dzień surowe i nieskore do żartów, w towarzystwie najbliższych przyjaciółek zaczynają chichotać jak podlotki. Robią sobie razem maseczki z ogórków, oglądają naiwne komedie romantyczne, śpiewają stare przeboje, okropnie fałszując, przebierają się w dziwaczne ciuchy. Oczywiście wszystko to w atmosferze szalonej zabawy.
Z każdym rokiem naszego życia śmiejemy się coraz mniej. Według badań psychiatry brytyjskiego Jamesa Blackbury'ego, siedmioletnie dziecko śmieje się głośno aż przez dwadzieścia osiem godzin w roku, trzydziestolatek już tylko przez cztery godziny. Przyjaźń pozwala nieco poprawić tę statystykę. A korzyści odczuwa natychmiast cały organizm. W ataku niepohamowanego histerycznego śmiechu, który trwa zaledwie 90 sekund, spalamy tyle kalorii, co przez 18 minut pływania. Uruchamiamy też różne partie mięśni, często co dzień niemal nieużywane, np. umiejscowione bardzo głęboko mięśnie brzucha, których nie są w stanie rozruszać nawet intensywne ćwiczenia na siłowni. Wprawiamy też w wibracje nawet najdrobniejsze mięśnie oraz nerwy twarzy, gimnastykując ją i usuwając napięcia. Atak szalonego śmiechu to także gwałtowny wzrost hormonów, m.in. endorfin, których wysoki poziom utrzymuje się jeszcze tydzień po tym napadzie dobrego humoru. Podwyższa się też odporność organizmu!
Wiersz opowiada o przyjaźni, stwarzaniu i rzeźbach