Na początek może trochę przynudzającej teorii. - Jeżeli byśmy fali dźwiękowej przyjrzeli się dokładniej, to zauważyli byśmy, że stanowią go cykliczne zgęszczenia i rozrzedzenia powietrza. Te obszary zagęszczeń i rozrzedzeń przesuwają się z prędkością dźwięku w pewnym kierunku, i jeżeli tak się zdarzy - mogą wpaść do czyjegoś ucha i wywołać w nim wrażenie dźwięku. Większość „normalnych” dźwięków jest mieszaniną wielu tonów, przy czym jedne tony mogą trwać dłużej, inne krócej; narastać szybko, lub wolno; falować, urywać się itp. Wszystko to razem powoduje, że muzyk potrafi z dobrego instrumentu wydobyć cudowny nastrój, wprawić nas w szampański humor, zasmucić, wzruszyć, poirytować. Od strony fizycznej patrząc, lepszy instrument wytwarza zazwyczaj więcej tonów niż zły, a dodatkowo nie wytwarza np. tzw. "wilczych tonów", czyli tonów niepożądanych w widmie dźwięku. Nasze wrażenie barwy dźwięku, zależy jednak nie tylko od samej obecności tonów, ale także od ich "zachowania". Istotne jest które tony szybciej zanikają, a które wolniej, jak odbywa się to zanikanie itp. Łatwo możemy odróżnić dźwięk fortepianu, od dźwięku skrzypiec - wynika to przede wszystkim z faktu, że instrumenty smyczkowe mogą grać bardzo "długie" nuty, a do tego kontrola nad trwaniem dźwięku jest tu większa, niż w przypadku fortepianu. Fortepian ma zupełnie inny sposób wydobywania dźwięku - tu każde naciśnięcie klawisza owocuje tylko jednorazowym uderzeniem młoteczka o strunę.
To tyle teoretycznego marudzenia. Gdy dochodzimy do praktyki najlepiej jest gdy słuchamy koncertów w stanie "nieprzetworzonym" czyli bez jakiejkolwiek ingerencji techniki. Takie kameralne spektakle możliwe są tylko dla wybrańców …lub na imieninach u cioci. Chociaż w tym ostatnim przypadku, czasami wolelibyśmy być głusi, gdy kuzynka Zosia rzępoli niemiłosiernie, a nam wypada uśmiechać się i klaskać. Powróćmy jednak do prawdziwych mistrzów. Jakże świat byłby ubogo bez tej „zniekształcającej” techniki. Miliardy ludzi nigdy by nie poznały (usłyszały) legendarnych wirtuozów oraz zwykłych, a jakże umilających życie, popularnych piosenkarek i piosenkarzy. Wielkie wytwórnie płytowe stać na sprzęt, który tylko w minimalnym stopniu odbiera pełnię odbioru na żywo. Ale co zrobić gdy chcemy zorganizować np. zakładowe party na kilkaset osób. Firma potrząsnęła kiesą i zaproszono jakąś gwiazdę. A techniki mamy jedynie gniazdka 230 V. Moim skromnym zdaniem, nie należy w takich przypadkach odkrywać koła lub wynajdywać prochu. Wystarczy zaprosić do współpracy wyspecjalizowaną firmę, która "załatwi" nam
nagłośnienie sali lub miejsca pod chmurką, jeżeli to widowisko plenerowe. Fachowcy dobiorą i przywiozą odpowiednią aparaturę, dziesiątki kabli połączeniowych, mikrofony, itp. Nam zaś pozostanie wygłosić jakąś gładką mowę powitalną, życzyć udanej zabawy…i zbierać laury