Kiedy powstały fabryki, zdolne wyprodukować wielkie ilości dóbr w krótkim czasie, różnego rodzaju rzemieślnicy przestali być potrzebni. Choć ich dzieła były tworzone z entuzjazmem i miały własny charakter, to niska cena fabrycznych zamienników zadecydowała o przekształceniu rynku pracy. Zaniknęło sitarstwo - sztuka ręcznego wyrabiania sit, kołodziejstwo - wytwarzanie kół i wozów, repasacja - naprawa pończoch, a nawet względnie młode zecerstwo - czyli zajęcie polegające na układaniu czcionek w maszynach drukarskich.
Również flisacy, puszkarze, płatnerze, konwisarze, balwierze, wyoblarze, rymarze czy stelmachowie byli cenionymi specjalistami, których praca była potrzebna i doceniana w większości miast i wsi. Dziś nazwy tych zawodów niewiele mówią przeciętnemu człowiekowi. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że wkrótce taki los podzieli typowy pracownik górnictwa – zasoby węgla nie są przecież nieskończone. Ponadto zmniejsza się znaczenie garbarstwa (przetwarzania surowych skór), jako że coraz częściej wykorzystuje się ekologiczne wyroby skóropodobne, a wykorzystywanie naturalnych materiałów jest publicznie potępiane.
Można zaryzykować stwierdzenie, że świat zmienia się tak szybko, iż obecnie tylko rolnictwo jest zajęciem mającym zapewnioną przyszłość. Pewność ta nie musi jednak przekładać się na wysokie zarobki.