Wypełniam dwa formularze. Jeden niebieski, drugi biały. Oba mają udowodnić, że jestem porządnym człowiekiem i nie zburzę TEGO kraju. Stoję półtorej godziny w kolejce do kontroli paszportowej. I tak mam szczęście, że wyszedłem z samolotu wcześniej – jestem mniej więcej w połowie wszystkich pasażerów. Wreszcie sprawdzenie paszportu. Potem wizy. Skan linii papilarnych lewego palca wskazującego. Skan linii papilarnych prawego palca wskazującego. Jeszcze zdjęcie do archiwum i już mogę wjechać do TEGO kraju. Czy przyjechałem do bananowej Republiki w Środkowej Afryce? Nie. Przyjechałem do wymarzonego kraju wolności - Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej...
Wiele osób mówiło mi przed wyjazdem „jedź i poczuj tej wolności, bo tylko tam można jej jeszcze zaznać”. Czy aby na pewno? Po tygodniowym pobycie w Waszyngtonie zaczynam powoli wątpić czy USA to jest jeszcze kraj wolności, gdzie liczy się pomysłowość i indywidualizm. Powoli zaczyna się takie „orwellowskie” myślenie – rząd powie nam co mamy robić, jak się zachowywać, rząd będzie wiedział o nas wszystko. I co gorsza – wierzymy, że to dla naszego dobra!
Opisane na początku „historie graniczne” są dość znamienne i pokazujące jak wiele zmieniło się w podejściu administracji do ludzi przybywających do USA. Siedem lat temu również tam jechałem i również spędziłem przed odprawą na lotnisku blisko dwie godziny. Wynikło to jednak z faktu zagubienia mojego bagażu, a samo spotkanie z oficerem imigracyjnym trwało około trzech minut.
Ktoś może powiedzieć, ze siedem lat temu byliśmy daleko od wydarzeń z 11 września. Jednak czy wtedy nie istniało żadne zagrożenie terroryzmem? Dlaczego wtedy nie przypominano o „zwróceniu szczególnej uwagi na pozostawione bez opieki bagaże”? Teraz takie komunikaty w waszyngtońskim metrze pojawiają się częściej (a na pewno brzmią wyraźniej) niż zapowiedzi stacji, do których zbliża się pociąg metra. Czy również w USA musi nastąpić takie „odmózgowienie”? Początek socjalizmu – ludzie przestają myśleć, bo wiedzą, że „ktoś” im powie co moją w danej sytuacji robić. Na dobrą sprawę jest to przerażające.Podobnie jak zaobserwowany przeze mnie widok trzech policjantów ze strzelbami, wchodzących do metra i zaraz, po rozglądnięciu się na boki, z niego wychodzących. W sumie i tak można się cieszyć, że nie zażądali okazania paszportu lub innego ID. A to właśnie ma miejsce gdy chce się kupić międzymiastowy bilet autobusowy lub bilet na pociąg.
Wszyscy moi amerykańscy rozmówcy robili wielkie oczy na tę wiadomość i myśleli, że z nich żartuję. Nie, moi drodzy, to nie żart! Aczkolwiek tak brzmi i tylko dlatego, że to widziałem i zaznałem mogę w to uwierzyć. Po co stosuje się taką procedurę? Aby walczyć z terroryzmem? Niech teraz ktoś mi odpowie na pytanie jak okazanie ID przy zakupie biletu ma chronić nas przed atakiem terrorystycznym? Zwłaszcza, że przy wsiadaniu do autobusu paszportu się nie okazuje!!!
Między innymi z tego powodu uważam, że linie autobusowe są najsłabiej chronione przed atakiem terrorystycznym. W przeciwieństwie do wszelkich muzeów w Waszyngtonie, notabene wejście, do których jest „darmowe” – nie ma biletów. Biletów nie ma, ale kolejki tak! A spowodowane jest to kontrolą wchodzących ludzi, sprawdzaniem zawartości plecaków itp. Bramki jak na lotnisku, a za nimi policjanci/ochraniarze bardzo chętni do przeszukania każdego delikwenta, przez którego taka bramka zapiszczy.
Niestety nie miałem możliwości sprawdzenia czy taka bramka zapiszczy przy mnie w Białym Domu. Można się tam tylko wybrać po zgłoszeniu (kilka miesięcy wcześniej) chęci takiego zwiedzania swojemu kongresmanowi (obywatele USA) lub swojej ambasadzie (nie obywatele USA). W polskiej ambasadzie usłyszałem na ten temat „obecnie jest to prawie niemożliwe, aby zwiedzać Biały Dom, ale proszę skontaktować się z naszym wydziałem konsularnym”. Do konsulatu jednak nie udało mi się dodzwonić...
Czy mimo wszystko należy wobec tego unikać Ameryki i czy runął już ostatni bastion wolności na tym świecie? Mimo wszystko nie i szczególnie w dziedzinie gospodarki jest w miarę przyzwoicie (chociaż biurokracja i tam jest olbrzymia). Gdy porównamy tę wolność z wolnością w Unii Europejskiej to USA jawią się nam (i słusznie) jako wolnościowy raj. Jednak jeżeli nie zmieni się postawa elit rządzących, a przede wszystkim mieszkańców USA, ten kraj zacznie się staczać. Mam nadzieję, że Amerykanie nie dopuszczą do tego, a ich patriotyzm objawi się nie tylko w wystawianiu amerykańskiej flagi gdzie tylko to możliwe (np. na dźwigu na budowie), ale przede wszystkim w obronie tej ich wielkiej wartości. Wolności.
A w drodze powrotnej musiałem na lotnisku ściągnąć buty do kontroli. Tak jak i każda osoba przechodząca przez bramkę...
Napisane w lipcu 2004 r.