W poradniku udzielamy porad jak zyskać nowych odbiorców na swoją stronę. Z poprzednich lekcji wiemy już jak zyskać nowych odbiorców dzięki naturalnemu pozycjonowaniu oraz budowaniu wizerunku eksperta, którego ludzie będą sobie polecać.
W poradniku udzielamy porad jak zyskać nowych odbiorców na swoją stronę. Z poprzednich lekcji wiemy już jak zyskać nowych odbiorców dzięki naturalnemu pozycjonowaniu oraz budowaniu wizerunku eksperta, którego ludzie będą sobie polecać.
Article marketing, jak każda metoda marketingowa, wymaga odpowiedniego przygotowania, dzięki któremu uda się przeprowadzić skuteczną kampanię. Tutaj jednak pojawia się problem, ponieważ tradycyjne metody planowania kampanii marketingowych są w tym przypadku bezsilne.
Zlecając napisanie jakichkolwiek tekstów, zapewne stosunkowo niewiele interesuje Cię, jak właściwie nazywa się osoba odpowiedzialna za ich stworzenie. Na pewno nie autor – jako realizujący tego rodzaju zlecenia wiem, że „autorem” nazywa się piszącego tylko i wyłącznie przy zgłaszaniu reklamacji.
Jeśli zechcesz przygotować kampanię, znajdziesz na naszej stronie odpowiedni link do ekspertów, którzy zrobią to z Tobą, jednak tym razem chciałbym pokazać Ci, jakie pułapki czekają na Ciebie po drodze. W czasie przygotowywania kampanii spotykamy się z nimi za każdym razem, dlatego musisz być świadomy, jak cały proces wygląda.
Article marketing to dosyć specyficzny rodzaj promocji. Ze względu na charakter tekstów, ich ilość i przeznaczenie, nie można ich przyporządkować do żadnej z klas, którymi dziś zajmują się SEO-copywriterzy.
W pierwszej z dwóch części artykułu dowiedziałeś się, że article marketing może (przy niższych kosztach, czego dowodziłem dużo wcześniej) zapewnić wyniki porównywalne z zapleczami czy innymi klasycznymi metodami SEO. A teraz trzeba trochę popuścić wodze fantazji, zastanowić się, co by było, gdyby… No właśnie, gdyby co?
Skoro article marketing ma być sposobem promocji witryn internetowych, trzeba spojrzeć na rzetelne artykuły także pod kątem skuteczności w pozycjonowaniu. Pierwsza myśl: brednie, przecież Google nie umie odróżnić dobrego tekstu od złego. I to jest oczywiście (na razie) prawda, ale czy cała?
W tradycyjnej reklamie hasłem przewodnim jest motto „wszystko da się sprzedać”. Jest ono cokolwiek prawdziwe, ale z wielu powodów nie należy się nim kierować. Jeśli istnieją produkty, których promować nie warto, to jak je poznać, a przede wszystkim, w jaki sposób je zmienić tak, aby były godne najlepszej reklamy?
Metody promocyjne zwykle sprowadzają się do wyolbrzymiania pewnych cech produktów lub usług, co samo w sobie niczym złym nie jest, ale wygląda to trochę jak reklama banku: możesz zyskać wiele, ale o warunkach, jakie trzeba spełnić i kosztach Twojego zwycięstwa, poinformujemy Cię albo po fakcie, albo milimetrowymi literkami u dołu ekranu.
Myślisz, że mity i przesądy biorą się z jakichś nadżartych zębem czasu ksiąg? O nie, nie, to wytwór speców od marketingu i zwyrodniałej już nieco żądzy zarabiania. Wszystko rozbija się o możliwości zdobycia klientów. Tak naprawdę nie ma w tekstach marketingowych przemilczeń, niedopowiedzeń czy omyłkowych braków.