Podejmując się luźnych rozważań związanych z tematami siłownianymi - generalnie rzecz biorąc - bywalców tychże salonów kulturystycznych, podzielić można na dwie grupy. Pierwsi z nich to tak zwani „budowniczowie masy”. Ich motto życiowe można by sprowadzić do wyrażenia „im więcej tym lepiej”.

Data dodania: 2009-02-26

Wyświetleń: 2911

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 2

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

2 Ocena

Licencja: Creative Commons

Ludzie ci – często będąc także smakoszami dań przeróżnych, oraz sympatykami jedzenia rozumianego jako dobro samo w sobie - uzupełniwszy swoją dietę o odżywki białkowe czy też gainery, tak aby dzienne potrzeby żywieniowe były zrealizowane w stopniu możliwie najwyższym, większość wolnego czasu poświęcają na konsumpcję, dążąc do swojego celu. Pragną być „wielcy”. Nic to, że osobnicy tego rodzaju, zazwyczaj „wielcy” – w znaczeniu potocznym - są już od dawna. Dla „budowniczego” nigdy nie jest tak dobrze, aby nie mogło być lepiej. Ważąc 100 kg, snuje on wizje, jak pięknie żyć się będzie, ważąc kilogramów 110. Przelicza on sobie z dużym prawdopodobieństwem, ile wówczas, gdy osiągnie określoną masę, będzie miał centymetrów w obwodzie bicepsa, oraz jaki ciężar wyciśnie na ławeczce płaskiej. Ludzie ci, zwykle endomorficy, otłuszczeni są w stopniu znacznym. Omijają jednakże szerokim łukiem sprzęt fitness , omijają także jak najdalej wszystko, co mogłoby sprawić, że ich ciężkim trudem wypracowane kilogramy, ulegną redukcji. „Masa, to masa”, „jak będę ważył 130 kg, to się zacznę ”, „wole być wielki i silny, niż być wyrzeźbionym sucharem” oraz wiele innych wypowiedzi, utrzymanych w tym tonie – to idee przewodnie światopoglądu „budowniczych masy”.
Na przeciwnym biegunie, znajdują się „rzeźbiarze”. Ci natomiast, w większości złożeni z ludzi o typie budowy ektomorficznym, za jedzeniem przepadają nieszczególnie, a nawet jeżeli jedzą dużo, to ich przemiana materii, rozpędzona do prędkości światła, zdąży już wszystko co skonsumowali spalić, przerobić i wydalić , zanim normalny człowiek poczułby, że jest syty.
„Rzeźbiarze”, w życiu swym kierują się wysoce rozwiniętym poczuciem estetyki. Każdy, kto nie ma widocznych z kilkunastu metrów prążków na tricepsie, żył na przedramionach oraz obwodu talii nie większego niż obwód głowy, otrzymuje w ich kręgu wątpliwie zaszczytny tytuł „spaślaka”. Spaślakiem może być nawet kulturysta wysuszony jak wiór ; jeżeli ma zbyt szeroką talię – dyskwalifikacja. „Rzeźbiarze” lubią konsumować przeróżne spalacze tłuszczu , także sprzęt fitness jest ich przyjacielem. Rzadko kiedy, dysponują oni ponadprzeciętną siłą, jednak dumni są ze swego wyglądu, oraz żywią głębokie przekonanie, o wyższości obranego przez nich stylu życia nad innymi.
Jaki jest morał tych rozważań? Lubimy niezmiernie, jako cały gatunek ludzki, dorabiać sobie ideologię do tego, co nas otacza. Coś co mamy, nawet jeżeli posiada liczne wady, staje się dla nas czymś niezmiernie atrakcyjnym, wartym obrony i zachowania. Psychologowie określają to zjawisko mianem syndromu „słodkiej cytryny”. Z drugiej strony, przysłowiowe „winogrona” czyli to co mają inni, co jest w dużej mierze czymś ciekawym i wartościowym, lecz zdobycie tego jest dla nas trudne bądź niemożliwe, stają się „kwaśne”, czyli przez nas odrzucane, widziane niechętnie. Czy istnieje dobre wyjście?.. Można powiedzieć, że dobrym byłoby, gdyby każdy próbował niwelować swoje słabe strony. W dzisiejszym świecie, odżywki, o których już była mowa powyżej, takie jak gainery czy spalacze tłuszczu , mogą w ogromnym stopniu pomóc przekroczyć bariery i problemy, wynikające z ułomności genetyki.
Każdy jednak musi znaleźć własną drogę i odpowiedzieć sobie na pytanie, co tak naprawdę chce osiągnąć i kim chce być, nie szukać tanich ideologii „moje lepsze, ich gorsze”.

Licencja: Creative Commons
2 Ocena