Każdy kryzys niesie początek zmian w życiu.
Obojętnie czy będą to małe czy ogromne zmiany, kryzys mniejszy lub większy się pojawia.
Być może potrzebny jest by obrzydzić mi dotychczasowy stan rzeczy tak skutecznie bym walnęła aktualny porządek spraw i rewolucyjnie otworzyła się na nowe, niekonwencjonalne działania, no może nie tyle niekonwencjonalne co przynajmniej pozbawione zatwardziałej rutyny.
Myśle , że jako przedstawicielka rodzaju ludzkiego, a do tego gatunku się raczej zaliczam, (choć czasem mam watpliwości, nie tyle na temat tego czy ten gatunek przypadł mi w udziale, ale ile we mnie ciała a ile ducha) cierpie jak wiekszość jego przedstawicieli na syndrom wygody. Wygoda to dziwnie pojmowana, bo czasem jest ona nie tyle wygodna co po prostu ZNANA.
Cóż przyzwyczajenie to nasza druga natura, ale żeby tkwić w czymś co gniecie tu i uwdzie?.. Tak niestety czasem czynie, jak Alicja w krainie Czarów po wypiciu płynu na wzrost, wystawię nogę przez okno, rękę przez drzwi, a głowę przez komin... ale będę tkwić w ZNANYM
I jaki tu sposób znaleźć na takiego zatwardzialca? Jak zmotywować go by ruszył się z miejca i rozwinął się otwierająć się na inną perpektywę? ...No cóż wprawdzie siedzenie z nogą w oknie i głową w kominie z pewnością daje inną perpektywę, ale nie o taką mi przecież chodzi).
Zakładając więc, że w gruncie rzeczy nasze, życie nie jest tylko ubocznym produktem natury, a w to wierzę, to jakiś tam Disainer (Bóg, Anioł Stróż, mądrość kosmiczna, podświadomość czy wyższe JA) czuwa nad naszym rozwojem. Musi więc nas skłaniać do niego gdy opieramy się mu jak ostatnie buraki. Zwłaszcza, że tak na prawdę ma nam do zaoferowania coś znacznie lepszego, w zamian za to nasze ZNANE. Delikatnie więc najpierw szepcze potem szturcha i podszczypuje, w końcu podstawi nogę, aż w końcu łupnie w ucho tak solidnie byśmy wreszcie oprzytomnieli i zobaczyli że dookoła są niezliczone głębiny świata, możliwości i szanse, które dla nas już dawno przygotował.
Tym właśnie jest dla mnie kryzys. Fakt ten bynajmniej nie zmniejsza jego realności, odczuwam go bowiem tak namacalnie, że bardziej już się nie da mimo to wiem że to przedsmak nowego.
Zmusi mnie on w końcu do oderwania rąk od barierki, odpięcia pasów bezpieczeństwa i zdjęcia ortopedycznego gorsetu.
I chwała mu za to!!
Jestem bo jesteś!!
Obyś nigdy nie ustał w swym twórczym wysiłku
moj KOSMICZNY DISEINERZE !!