Tego dnia wstaliśmy dużo wcześniej niż zwykle, specjalnie po to by jeszcze przed pracą wykonać własną mapę skarbów.
Nie wiem czy jakakolwiek inna priorytetowa sprawa mogłaby nas wyrwać z ramion Morfeusza, ale co robi z człowieka pragnienie realizacji marzeń, szczególnie gdy termin taki zdarza się tylko raz w roku.
Ledwo więc przytomni zasiedliśmy do stołu uzbrojeni w papier, nożyczki i przybory do klejenia..
Początek był dziwny bo i pora jak wspomniałam nieludzka, ale i wprawy jakby mało. Prace ręczne owszem przerabialiśmy ale trochę dawno, i jakoś tak utarło się w dorosłym świecie, że takowe zajęcia do poważnych nie należą więc się ich raczej unika.
Grzegorz, na codzień zaradny mężczyzna, bezradnie zawisł nad białą kartą papieru.
- Od czego tu zacząć?
Marzeń sporo, o nie nie trudno, ale jak je wyrazić, jaką nadać formę?
W moim przypadku też nie było lepiej. Okazało się bowiem, że jak przychodzi co do czego, to o skonkretyzowane, wyraźnie określone i jednoznaczne marzenia, trudno. Wszystko gdzieś pływa, niby jest, ale egzystuje bez formy, bez charakterystycznych szczegułów, bez wizji.
Najśmieszniejsze jest też w tym wszystkim to, że inne sprawy zawsze wydają mi się pilniejsze, bardziej sensowne niż moje własne marzenia.
Może to wymówka lub niewiara w realizację, a może po prostu lenistwo?
Tak czy owak zaczęliśmy. Przez nastepną godzinę niczym dzieci w przedszkolu, otoczeni ścinkami papieru i taśm klejących nadawaliśmy formę naszym celom W tle Mozart, zapach kadzidełka i białe świeczki, a ja z każdą kolejną ilustracją, będącą symbolicznym odzwierciedleniem moich marzeń, wkręcałam się coraz bardziej.
Początkowo wydawało mi się, że nigdy nie będę w stanie wypełnić przestrzeni kartki, potem okazało się jednak, że muszę wycinać coraz to mniejsze kawałeczki, by umieścić jeszcze jedno i jeszcze jedno marzenie.
Czułam się jakbym rozwijała swoje dawno zwinięte skrzydła, które nieco ścierpły, a nawet skarłowaciały. W rezultacie tego twórczego uniesienia, koniec pracy wymusił na mnie brak miejsca na kartce. Każdy jej zakamarek był już zapełniony.
Zawiesiliśmy swoje mapy obok siebie na drzwiach.
Grzegorz spojrzał na moją i skwitował....
- ...Ty to chyba masz większe wymagania niż ja...
No cóż, pewnie tak... ale czy nie po to właśnie jesteśmy na tym świecie, by doświadczać, uczyć się i poznawać swoje możliwości?
Dlatego więc w tym jednym przypadku, w przypadku marzeń, nie wskazana jest powściągliwość.
Teraz moja mapa, tak skrajnie mało powściągliwa, wisi na widoku.
Zerkam na nią codziennie... i wiesz co? ... Każdego wieczora, gdy kładę się spać, po prostu słyszę jak moje marzenia szeleszczą wzrostem....
PS:
Mapę skarbów wykonuje się raz w roku, w pierwszy nów po przesileniu wiosennym. W 2007 roku był to siedemnasty kwiecień.
Jeśli masz ochotę wiedzeć więcej na podobne tematy, wejdź na moją strone www.omani.bloog.pl i wypełnij formularz znajdujący się u dołu strony.