Co mnie razi? To, że Oszczędzanie straciło swoje znaczenie w tych artykułach (które czytałem). Oszczędzanie zamieniło się w“dusigroszenie”. Oszczędzanie stało się “byciem tanim”, a przecież bycie tanim to zupełnie co innego niż bycie oszczędnym. Czy na prawdę ktokolwiek wierzy w to, że np. Gates, Buffet, Abramovich czy Jobs stworzyli swoje fortuny bo kupowali używane rzeczy czy odmawiali sobie wyjścia do kina? Zaraz mi ktoś zarzuci, że do nich to my - zwykłe szaraki - nie mamy się co porównywać. Nie zgodzę się, ale “przyjmę linię obrony” ujmując zdanie inaczej: czy naprawdę ktokolwiek wierzy,że za 5, 10, 20 lat będzie “bogatszy” bo dzisiaj nie kupił sobie lepszego ubrania, czy “zaoszczędził” 8zł na tankowaniu samochodu (jeśli wogóle jeździ samochodem - przecież autobusem taniej, a auto stojące pod domem będzie dłużej “służyć”)? OK, może przesadziłem z atakiem na tego typu “oszczędzających”, ale ręce opadają jak na przykład czytam,że pierwszym krokiem na drodze do oszczędzania jest pocięcie kart kredytowych. Pomijając już fakt, że nie wolno nam tego zrobić, bo karta jest własnością banku, to jak takie działanie ma się przyczynić do pomnożenia naszego posiadanego kapitału? Podejście “nie mam to nie wydam” nie ma nic wspólnego z oszczędzaniem. Jeśli ktoś wydaje pieniądze wiedząc, że ich nie ma… i nie będzie miał możliwości ich oddania, to nie nazwałbym tego “brakiem oszczędzania”, a w pocięciu kart kredytowych nie doszukiwałbym się “rozpoczęcia oszczędzania”.Pisząc o kartach kredytowych, uważam je za super narzędzie, które oprócz tego, że zapewnia płynność finansową, może przysłużyć się oszczędzaniu. Jak? Wynagrodzenie za pracę wpływa na wysoko oprocentowane konto oszczędnościowe, bądź lokatę miesięczną, a my za wszystko płacimy pieniędzmi banku (czyli właśnie kartą kredytową). Na początku kolejnego miesiąca wypłacamy pieniądze z konta oszczędnościowego (lub lokaty) powiększone o odsetki(!) i spłacamy zadłużenie na karcie kredytowej dzięki czemu nie płacimy bankowi ani grosza za korzystanie z jego pieniędzy przez miesiąc. Ktoś powie, no ale to niewielki zysk. Po pierwsze większy niż wątpliwy “zysk” np. z zebranych punktów dla “oszczędnych” w lokalnym hipermarkecie. Po drugie nic nie stoi na przeszkodzie by był to zysk rzędu 20-30% - jeśli ktoś ma odpowiednią wiedzę i np. zarabia na wahaniach cen funduszy lub na forexie.
Wracając do meritum. Chciałem podkreślić to, że “bycie tanim” wcale nie zapewni bycia bogatym… nie zapewni nawet bycia bogatszym, bo przecież to wiąże się z polepszeniem statusu społecznego, a to z kolei z “niepotrzebnymi” kosztami.
Jeśli ktoś kupi jakiś sprzęt za pośrednictwem np. ceneo zamiast w lokalnym sklepie i zapłaci mniej to nie nazwałbym tego oszczędzaniem…Oszczędzaniem byłby to dopiero wtedy, kiedy pozyskane w ten sposób pieniądze nie rozpłyną się w powietrzu, a najlepiej gdyby zaczęły zarabiać wpłacone na konto oszczędnościowe/lokate/fundusz. Chciałbym tu podkreślić, że nie chodzi tu o kupienie sprzętu tańszego… tylko taniej.
Jak powinno być rozumiane oszczędzanie… Wydaje mi się, że słowo to jest bardzo bliskie “odkładaniu” czy “inwestowaniu”. I nie piszę tu o“odkładaniu na czarną godzinę”, tylko inwestowaniu… gromadzeniu kapitału tak, by za jakiś czas “procent” z tego kapitału kupował nam wszystko, a jeśli nie wszystko, to chociaż część. Taki jest chyba zamysł oszczędzania… i taka jest na pewno jedna z dróg, może nie do wielkiego bogactwa, ale na pewno do polepszenia statusu społecznego.