Rozdział 7
Tymczasem w domu Maryny niczego nie zauważono, gdyż nasza bohaterka pod pozorem nauki stu pytań do obrony zamknęła się w swoim pokoju i wcale z niego nie wychodziła. Z wyjątkiem toalety i jedzenia. Trochę też się uczyła i przeglądała dawne materiały. W każdym razie przygotowała się do obrony własnej pracy inżynierskiej. Promotorka — kobieta bardzo ułożona, mądra i konsekwentna — spowodowała, że Maryna systematycznie wykonywała swoją pracę i nauczyła się do obrony.
Dzień obrony był taki sam jak każdy inny. Maryna wstała rano, ubrała się w strój specjalnie na tę okazję kupiony z pomocą Justyny. Gdy przyszła do odpowiedniej sali, wszyscy jej znajomi, którzy się bronili w ten dzień, byli już na miejscu. Najpierw poszli do pani Marty — osoby z uczelni, niezwykle dobrej, która znana była z tego, że pomagała wszystkim studentom. Tak podbudowani poszli wszyscy do recenzentów prac. Maryna była mile zaskoczona, gdyż otrzymała czwórkę za pracę. Powiedziała swojej promotorce, że strasznie się boi tej obrony. Ta się uśmiechnęła i powiedziała:
— Naprawdę panią rozumiem, też to kiedyś przeżywałam.
Zostało tylko odpowiednio tę pracę zaprezentować i odpowiedzieć na pięć pytań, które się wylosowało. Maryna wylosowała bardzo trudny zestaw pytań: były to między innymi dane techniczne dotyczące oczyszczalni ścieków — na to pytanie w ogóle nie odpowiedziała. Komisja pomogła jej trochę z pozostałymi (a trochę wiedziała sama). I tak się zakończyła kwestia obrony. Gdy Maryna wyszła, zobaczyła, że wszyscy mają jakieś upominki dla swoich promotorów. Maryna najpierw zapytała Tadeusza, co kupił. Ten, śmiejąc się, rzekł:
— To, co wszyscy, góralską śliwowicę. Mój promotor jest od mechaniki płynów, a to coś znaczy.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Cała reszta drużyny odpowiedziała tak samo z mniej lub bardziej widocznym poczuciem humoru. Maryna nie miała nic — po prostu nie pomyślała o swojej promotorce. Szybko zbiegła na dół i poszła do monopolowego, który był zaraz obok uczelni. Tam jednak okazało się, że pan sprzedawca nie ma czynnego terminalu do kart płatniczych, więc Maryna musiała lotem błyskawicy udać się ulicę dalej — do bankomatu. Gdy wreszcie wróciła z pysznym polskim miodem pitnym na spirytusie, prawie wszyscy byli już po obronie. Maryna była bardzo szczęśliwa, że wszystko się tak potoczyło. Niestety, termin, w jakim się broniła, był jednym z pierwszych — i koledzy, którzy się z nią bronili, byli ze starszych lat. Marynie zrobiło się bardzo przykro, bo jej nikt nie zabrał na uczczenie otrzymania tytułu inżyniera. Najpierw zadzwoniła do swojej mamy, aby jej powiedzieć o tym, że już jest pełnoprawną obywatelką z wyższym wykształceniem. Szła więc ulicą i mówiła, że się obroniła, po kolei dzwoniąc do każdego ze swoich najbliższych. Tego dnia poszła również do akademika — do Agnieszki, by wyciągnąć ją do knajpy na pizzę z colą. Agnieszka chętnie się zgodziła. Zaczęły rozmawiać jak zwykle — o wszystkim.
Nagle Agnieszka zapytała:
— Jesteś jakaś inna… Czyżbyś kogoś pokochała?
— Tak, pojawił się ktoś w moim życiu — powiedziała Maryna.
— Ktoś od ciebie ze wsi? — zapytała Agnes.
— Ależ skąd, nikt stamtąd. To marynarz.
— Ojej — powiedziała Agnieszka. — Gdzie go poznałaś? Pewnie w internecie.
— Można tak powiedzieć. Cały czas jesteśmy w kontakcie.
— To naprawdę fajnie! Cieszę się twoim szczęściem! Spotkaliście się już?
— Ależ skąd! Dopiero co zaczęliśmy ze sobą gadać.
— A skąd on pochodzi?
— Pochodzi z gór, jest prawdziwym góralem.
— Opowiedz o nim coś jeszcze.
— Jest naprawdę fajny. Dobrze nam się gada. Poza tym na wstępie powiedziałam mu o wszystkim, co mnie dotyczy, on wie o wszystkich moich tajemnicach i mu to nie przeszkadza.
— To naprawdę cudownie, stara.
— A u ciebie co tam słychać? Dalej kręcisz z Marcinem?
— Tak, chyba wyjdę za niego za mąż.
Dziewczyny po zjedzeniu pizzy poszły do kina na film niezbyt wysokich lotów, bo baję dla dzieci — Madagaskar. Następnie Maryna wróciła do domu autobusem. Gdy tylko pojawiła się w domu, czekała na nią mama z gorącym obiadem.
Maryna opowiedziała jej wszystko o tym, jak minęła obrona. Mama była naprawdę szczęśliwa. Wiedziała, jak wielki sukces odniosła Maryna — dziewczyna o takiej przeszłości osiągnęła tak wiele. Marynie jednak śpieszyło się, aby porozmawiać z Jakubem. Szybko zasłoniła się zmęczeniem i poszła do swojego pokoju. Tam się położyła i zaczęła gadać z Kubą.
Co myślisz o tym, że byłam w psychiatryku? — zapytała Maryna.
— Ależ kochanie, ja byłem tam z tobą, jak tylko cię tam posłali, to znaczy twoja rodzina, która tylko udaje, że nic nie rozumie. Ty jesteś całkiem normalna. Tylko trochę inna niż wszyscy, bo będziesz miała męża anioła.
Ale dlaczego się tam znalazłam?
— To proste. Po prostu twoja rodzina uważała, że będzie dla ciebie najlepiej, jak będziesz żyła normalnym życiem, a nie takim pełnym mistycyzmu. Pomyśleli, że nie dasz rady tego wszystkiego podźwignąć. Poza tym oni cię nie kochają. Rozumiesz? Wbij to sobie do głowy — jesteś czarną owcą tej rodziny.
Maryna się rozpłakała na te słowa, były one dla niej bardzo dotkliwe. Tymczasem Jakub ciągnął w najlepsze:
— Wiesz, kochanie, opowiem ci o swojej rodzinie, która jednocześnie stanie się twoją. Mój ojciec nazywa się Sobieski i był królem Polski, natomiast ja jestem jego jedynym synem.
Marynie nadal leciały łzy z policzków, ale wzdrygnęła się na te informacje.
Przecież on umarł.
— Ależ skąd! — powiedział Jakub. — Wszyscy królowie byli aniołami. Każdy z nich musiał wziąć odpowiedzialność za państwo polskie. Mój ojciec jako anioł stanął przed wyzwaniem, jak uratować Europę przed Turkami.
Tak, wiem, z historii miałam czwórkę — powiedziała w myślach Maryna.
— Wiesz, jak on to zrobił?
Nie — pomyślała nasza bohaterka.
— Sprowadził pomoc z nieba i wielu aniołów zeszło, aby się bić za Polskę.
Ale czy anioły mogą zabijać?
— Posyłać na tamten świat. Jak któryś ma wyrzuty sumienia, to po prostu idzie do takiego delikwenta, do piekła. I tam się z nim spotyka. Zaczyna rozumieć, że to był zwykły drań. On zaczyna go przepraszać, korzyć się przed nim, a w głębi serca chce wyjść i kogoś zabić. I tak się leczy wyrzuty sumienia.
Dlaczego powiedziałeś, że moja rodzina mnie nie kocha?
— A wiesz coś o nich? Czy wiesz na przykład, co oznacza twoje nazwisko?
Drzewiecka. Coś od drzewa.
— Ależ skąd! Drzewieccy to bardzo stary ród i twój dziadek się tak nazwał, gdyż powiedział, że będzie stać przy drzewie krzyża świętego i pomagać Chrystusowi. Wszyscy o tym wiedzą, a ja, marynarz, najlepiej.
A dlaczego ty, marynarz, wiesz o tym najlepiej? Co do tego ma twój zawód? Na czym on naprawdę polega?
— Na tym, że rozmawia się z marami na morzu i się je widzi, to znaczy prawdziwych drani, którzy chcą się zmienić. Z piekła nie ma wyjścia, chyba że na morze. I rozmawia się z takimi delikwentami, czasami nawet kilka lat. One mi powiedziały, że masz dużą rodzinę w Biblii, w Starym i Nowym Testamencie. Ale niestety twoja rodzina cię wykluczyła, dlatego ty nic nie wiesz. Musisz porozmawiać ze swoim Aniołem Stróżem, on ci wszystko naświetli. Moja matka też miała taką rodzinę. Skończyła polonistykę na UW. Jest drugą żoną mojego ojca. Gdy miała tyle lat co ty, mój ojciec też jej to musiał powiedzieć. Jej rodzina to bardzo znani ludzie. Ona musiała wsiąść do pociągu byle jakiego, bez biletu, i pojechać w góry, do mojego ojca. Było to zaraz przed drugą wojną światową, tak że widzisz, ja i tak na ciebie niedługo czekałem. Jej matka była naprawdę podła, a moja matka była bardzo potrzebna mojemu ojcu, który brał czynny udział w drugiej wojnie światowej.
To nie mógł sprowadzić aniołów jak przed wiekami?
— Ależ sprowadził! Widzisz, druga wojna światowa odbywała się na wielu frontach Europy i anioły jak najbardziej brały w niej udział, tylko że zło tak obrosło w siłę, że można było zrobić tylko tyle, ile zrobiono.
Ale dlaczego? — zapytała Maryna.
— Bo widzisz, wszystko rozstrzygało się już na krzyżu Chrystusa, to był jeden dzień w Jerozolimie, a cała wieczność w historii świata. Święty Michał Archanioł ma wagę, dzięki której odmierzał, czego jest więcej na świecie, czy dobra, czy zła. A chodziło o czas, aby dać każdemu możliwość nawrócenia. Mogło to się skończyć — ten dzień w Jerozolimie — bardzo szybko, ale wtedy nie wszyscy byliby zbawieni. A poza tym każdy człowiek ma wolną wolą. Jeśli hitlerowskie Niemcy chciały wybić wszystkich innych, to Bóg nie mógł im tego zabronić, on z miłością patrzy na każdego człowieka. Na szczęście dobro zwyciężyło i drugą wojnę światową wygrali alianci. A moja matka to człowiek o darze rozsiewania miłości. Była ona bardzo potrzebna mojemu ojcu, gdyż takie osoby przez samo to, że żyją, powodują, że świat robi się lepszy. Wszyscy chcieli, całe niebo, aby nie doszło do wojny, ale nic się nie dało z tym zrobić. Dobra, muszę już kończyć, zaczyna się moja wachta.
Mam jeszcze jedno pytanie — pomyślała Maryna. Czy ty słyszysz wszystko, co ja pomyślę?
— Ależ skąd, słyszę jedynie myśli, które są skierowane do mnie i tyle tego, w ogóle nie słyszę, co ty mówisz, tak samo jak ty mnie.
Maryna zasnęła wyczerpana całym dzisiejszym dniem. Tymczasem jej rodzina zastanowiła się nad stażem dla Maryny. Wszyscy gratulowali sobie tego, że Maryna jest cała i zdrowa, a przede wszystkim szczęśliwa, bo obroniła tytuł inżyniera. Nikt nie wiedział, co ona zamierza dalej robić. Cała rodzina była pewna, że Maryna pójdzie do pracy, ale niestety tak się nie stało. Wkrótce nasza bohaterka obwieściła wszystkim, że idzie na magisterskie studia społeczne i żeby nikt jej nie szukał pracy. Wytłumaczyła to tym, że zawsze marzyła, żeby skończyć studia psychologiczne lub socjologiczne (jeszcze nie była pewna kierunku), tylko że jak dostawała się na studia, to było bardzo dużo chętnych na jedno miejsce, dlatego wybrała te, gdzie praktycznie nie było rekrutacji. Wszyscy popatrzyli na siebie zdumieni, ale uszanowali jej decyzję, lecz podkreślili przy tym, że muszą to być studia niedaleko domu. I najlepiej zaoczne lub wieczorowe. Marynie ten punkt podobał się najmniej. Stanęło na tym, że pojedzie na studia do Warszawy i będzie mieszkać ze swoją starszą siostrą Justyną i jej rodziną. Justyna była bardzo dobrym człowiekiem, a Marynę kochała ponad wszystko. Jedna i druga szybko się na to zgodziły. Studia odbywały się na prywatnej uczelni i Maryny nigdy nie byłoby na nie stać, ale z Państwowym Funduszem Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, który finansował jej naukę, był to bardzo realny plan. Cała rodzina była trochę dumna z Maryny, że ta w końcu się odważyła przyznać do własnych marzeń. Tak naprawdę to nikt jej nie widział jako inżyniera, który pracuje przy tak skomplikowanych urządzeniach. Nie dlatego, że nie nadawała się do tego intelektualnie, lecz po prostu nie miała w tej dziedzinie tego „czegoś”, co niektórzy zwą smykałką, a inni talentem.
Maryna miała więc całe wakacje dla siebie — bardzo jej się ta perspektywa podobała — a rozmowy z Kubą trwały w najlepsze. Maryna chodziła uśmiechnięta od ucha do ucha, ale rodzina i tak niczego nie zauważała. Zaczęła też stronić od wszystkich, izolować się, pod pretekstem czytania powieści tkwiła w swoim pokoju. Kuba odpowiadał na jej pytania bardzo szczegółowo, a czasami odsyłał do internetu. Maryna z coraz większą niechęcią odnosiła się do swojej rodziny — było to oczywiście spowodowane jej własnymi myślami.
Kuba powiedział Marynie, że jej rodzina specjalnie niczego jej nie powiedziała i specjalnie nie zna ona swojej dalszej i bliższej rodziny. Wszystkie te opowieści były dla niej bardzo bolesne, ale coraz bardziej przyzwyczajała się do tych myśli. Czasami wyjeżdżała do pobliskiego miasteczka, tam szła we wskazane przez Kubę miejsce i na przykład oglądała wystawę — do czasu, aż weszła do sklepu, rozejrzała się i pomyślała coś na temat wchodzących tam osób. Na przykład, że są zagrożeni przez morderców, którzy na nich polują. Tym sposobem Maryna miała im ratować życie — poprzez ostrzeżenie ich. I tak chodziła po miasteczku nawet kilka godzin. Była bardzo szczęśliwa z tego powodu, robiła rzeczy niezwykłe. W swojej wyobraźni ratowała ludzkie życie. Pomagała w tropieniu przestępców, wskazując ich przechodzącemu policjantowi, oczywiście w sposób, który nie rzucał się nikomu w oczy. Ostrzegała przed grożącym niebezpieczeństwem. Dla wszystkich innych ludzi była po prostu przechodniem, który trochę wolniej chodził. Później wracała do domu z kłamstwem na ustach, że się z kimś spotkała, z kolegą z klasy — z liceum lub podstawówki.
Tymczasem Kuba — po tym, gdy powiedział, że jest na morzu i nie może się z Maryną spotkać, ale będzie z nią rozmawiał do śmierci — pewnego dnia oznajmił jej, że jest ona kamieniarką. Nie miała pojęcia, co to znaczy, więc zaraz zapytała, o co w tym kamieniarstwie chodzi.
— To ci wytłumaczy twój Anioł Stróż.
Wtedy odezwał się inny głos, starszy i przyjemniejszy w słuchaniu. Na początku się przedstawił i powiedział, że nazywa się Michał i bardzo, bardzo się cieszy, że w końcu może porozmawiać ze swoją podopieczną, którą traktuje jak kogoś najbliższego na świecie. Maryna czuła się jakoś dziwnie.
Jak to najbliższego na świecie? — zapytała.
— A tak, kiedy na świecie ma urodzić się jakieś dziecko, najpierw jego dusza przebywa w niebie, na dziecińcu niebieskim, i tam bada się jego cechy. I na ich podstawie znajduje się anioła, który pasuje do tego dziecka. Czasami jest kłótnia. Na przykład dwóch aniołów pasuje do jednego niemowlaka, wtedy ten pierwszy idzie z tym dzieckiem w świat. Więc jestem z tobą od początku twojego istnienia i bardzo cię kocham, za to nie znoszę twojej rodziny, która cię wykluczyła ze swojego grona. Mogę ci odpowiedzieć na każde pytanie, a jeśli nie, to uczciwie ci powiem, że nie mogę, bo to nie leży w twoim interesie.
Ale skąd mam wiedzieć, że to wszystko prawda? — zapytała Maryna.
— Po prostu musisz mi uwierzyć na słowo. Wyciągnij teraz ze swojej szuflady naszyjnik z kamyków górskich.
Po co? — zapytała ponownie Maryna.
— Wiesz, jesteś kamieniarką, to oznacza, że te kamienie, które są popękane, oznaczają, iż jakiś anioł w niebie obserwuje, gdzie chodzisz, i jeśli jest tam ktoś, kto potrzebuje pomocy, to on się za to bierze i tę sprawę załatwia.
Ale one wszystkie są popękane.
— Ależ to wspaniale! To oznacza, że tylu aniołów jest gotowych pomagać ludziom, którym ty dasz te kamienie. Kiedyś, w dawnych czasach, tylko królowie i ich świta mieli dostęp do popękanych kamieni. Mieli oni korony z prawdziwymi diamentami i tak dalej… Kiedy bolała ich głowa, siadali w swoich koronach, diamentach i innych drobiazgach i tak się leczyli.
A dlaczego mam komuś te kamienie dawać? One są moje — pomyślała Maryna.
— A wyobraź sobie policjanta, który musi na służbie zabić jakiegoś przestępcę, jak on się potem czuje… A ten kamień mu dopomoże. Anioł się pomodli, anioł się za nim wstawi, anioł przez sen z nim porozmawia i taki człowiek wyjdzie na prostą. Ale to nie wszystko. Wyobraź sobie okręty podwodne. Jeśli pływają tam, gdzie są popękane kamienie, tam jest bezpiecznie.
Ale skąd będę brała te kamienie? Przecież mam ich tylko siedem.
— Tu jest najprzyjemniejsza część naszej opowieści. Jeśli pójdziesz do jubilera i pokażesz mu popękane kamienie, to on za darmo da ci tyle kamieni, naszyjników i innych błyskotek, jakich świat nie widział. Prawdziwych kamieniarek jest bardzo niewiele.
Ale kto za to zapłaci? — pomyślała Maryna.
— Wojsko oczywiście. Każdy chce mieć opiekę anioła, jak idzie w bój.
Maryna w swojej głowie snuła już marzenia, co zrobi z pieniędzmi, które otrzyma za niektóre diamenty, agaty i inne drobiazgi. Najpierw podzieli się pieniędzmi z najbliższymi, później zrobi sobie jakieś małe zakupy i już. Anioł podpowiedział jej, że powinna zgodnie ze starym zwyczajem zamówić sobie bombonierkę z klejnotami, to znaczy skrzyneczkę z platyny, z herbem na wierzchu, a w środku najróżniejsze kamienie świata. Kiedyś — jak powiedział anioł — każda panna na wydaniu, pochodząca z dobrych sfer, miała taką bombonierkę. I ona, Maryna, może ich mieć, ile chce, bo jest kamieniarką. Tak więc może obdarzyć nimi odpowiednią liczbę osób. Maryna miała gest, więc pomyślała, że da ją każdemu Polakowi — jak Wałęsa sto milionów. Wtedy odezwał się anioł:
— Wiesz, moja droga, fundusze wojska są ograniczone. Możesz je dać osobom, które znasz, taka jest zasada, a w zamian te popękane będziesz oddawać wojsku. Osobom znanym wojsku z tego, że ich potrzebują.
Gabriela Weronika Przystupa