W końcu nadszedł, oczekiwany od ponad pól roku dzień, w którym to nawet smętne nasze miny same się uśmiechały. A powód był prosty, acz droga do pokonania długa, bowiem wyruszaliśmy do Szklarskiej Poręby z Trójmiasta (a dokładniej z
Gdańska). Należy napomnieć, iż w tymże czasie, za oknem panował dziadek mróz oraz z nieba leciały białe śnieżynki. Wszystko sprzyjało ku temu, co zamierzaliśmy robić, czyli porwać się w wir białego szaleństwa, doskonaląc nabyte już swe umiejętności w jeździe na nartach. Dlaczego wybraliśmy owe miasto? W sumie było tak. Zerknęliśmy na mapę i jednogłośnie wybraliśmy Szklarską, tak po prostu. Następnie zaczęliśmy czytać, jak mają się tam sprawy związane z jazdą na stokach i powiem szczerze, że mile byliśmy zaskoczeni. Na przykład nie wiedziałem tego, iż
Szklarska Poręba jest największym ośrodkiem sportów zimowych w Sudetach co bardziej zachęciło nas by wybrać się tam. Do tego doszło 5 tras zjazdowych o łącznej długości około 20 km, mieszczących się na masywie Szernicy oraz Łabskiego Szczytu. Czego więcej chcieć wybierając się na narty? Zatem jako zapaleńcy i napaleńcy na szusowanie ruszyliśmy, na podbój zimowej stolicy w Sudetach. By nie przynudzać poruszaniem się po naszych polskich drogach, które wszyscy dobrze znamy i żałości swe wylewamy, od razu przejdę do pobytu w
Szklarskiej Porębie. Musze przyznać, iż postąpiliśmy trochę nie odpowiedzialnie - tak to określmy… A mam tu na myśli nocleg, którego musieliśmy szukać na miejscu, ponieważ nie zarezerwowaliśmy go wcześniej jak to robiliśmy zazwyczaj szukając go na różnych portalach, serwisach noclegowych. No trudno… Straciliśmy tylko trochę czasu i nerwów. Jednak po kilku godzinach w końcu znaleźliśmy nasz dach nad głową, w którym to i tak wiele czasu nie spędzaliśmy, bo po co dusić się, będąc na nartach w chałupie. Po szybkim rozpakowaniu, a że za oknem biały puch z nieba pokrywał nasze wymarzone stoki, ruszyliśmy wybadać sytuację, oczywiście z nartami na ramieniu. Radość, euforia, uwielbienie całego świata i wszystkich na nim ogarnęła nas, gdy zaczęliśmy szusować. Stoki pełna klasa, wyrównane ratrakami w niektórych miejscach zaśnieżane. Bawiliśmy się wyśmienicie szusując, badając stoki, na których mieliśmy spędzić kolejne dni. Tak minął pierwszy dzień pobytu w Szklarskiej. Kolejne wyglądały podobnie, ranne wstawanie, by jak najwięcej skorzystać z jazdy na nartach, później wieczory przy grzańcu, gdzieś w karczmie przy wyśmienitym jadle. Po paru dniach pobytu wiedzieliśmy wszystko, a mianowicie to, że ogólna sieć wyciągów znajdujących się w Szklarskiej, składa się z dwuodcinkowego wyciągu krzesełkowego jak i z pięciu orczykowych. Jest to jeden z najnowocześniejszych systemów tego typu w Polsce. Są tu jeszcze rozrzucone po mieście mniejsze wyciągi linkowe oraz orczykowe, oczywiście znajdujące się na stokach. Aby tego było mało jak przystało na poważny ośrodek sportów zimowych, stworzono tu trasy biegowe o łącznej długości około 100 km sięgające nawet do 1000 m n.p.m. Jedyny minus wypadu, który da się zauważyć wszędzie przebywając na stokach, to ten, że idiotów nie brakuje. Mam na myśli ludzi, którzy przez swą brawurową jazdę czy nie rozwagę, kaleczą nie tylko siebie, ale i innych, łamiąc nogi czy inne części ciała. Niestety takich nieprzyjemnych sytuacji, widoków widziałem już wiele również na tymże wypadzie. Jednak generalnie, wyjazd na narty był wyśmienity a nasz wymarzony tydzień minął niczym dzień. Tak niestety jest zawsze gdy dobra zabawa nie opuszcza człowieka ani na sekundę. SZKLARSKA PORĘBA wielkie ci dzięki za przyjazne przyjęcie, za przygotowane stoki, za klimat i za grzane wino :)
Agnieszka i Jan POLECAMY…