1 Września to data, która wywołała podniecenie u graczy na całym świecie. Ten dzień oznacza oczywiście premię najnowszego Metal Gear Solida. Tego samego dnia wyszła na świat jeszcze jedna produkcja, którą przykrył wcześniej wspomniany gigant. Ta produkcja nosi tytuł "Mad Max". To właśnie tej grze chciałbym poświęcić tę recenzje...
Już od naciśnięcia przycisku "Rozpocznij Kampanię" - gra częstuje nas miską krwi i jeszcze garścią akcji. Max wplątuję się w bójkę, wskutek czego traci swoje auto. Na pomoc przychodzi nam postać, która proponuje zbudowanie jeszcze lepszego wozu. Nie mając zbyt wielkiego wyboru się zgadzamy. To właśnie zbudowanie najszybszego wehikułu, będzie głównym celem naszej gry. Wydaje się to nieco płytkie. Przez pewien okres gry myślałem, że zaraz pojawi się jakaś intryga, jakieś inne główne zadanie. Nic z tego. Cały czas naszym jedynym celem jest zbudowanie szybkiego wozu, wykonując przy okazji różne inne zadania. Zdawałoby się, że przez tak płytką historię, gra nie wciągnie na zbyt długo. Nic bardziej mylnego! Mad Maxowi nie potrzebna jest dobra fabuła! Dla Mad Maxa najważniejsze jest...
Upgradowanie, upgradowanie i jeszcze raz upgradowanie! Tak jak wcześniej wspomniałem - głównym celem naszego bohatera będzie zbudowanie nowego pojazdu. Aby tego dokonać musimy ulepszyć pierwszy - najsłabszy wóz, tak aby stał się on królem szos! Zaczynamy grę od całego zardzewiałego wozu, a kończymy na super szybkiej furze. Do dyspozycji mamy aż 18 kategorii upgradowania samochodu, z czego każde ulepszenie oznacza stanowczą zmianę w prowadzeniu pojazdu. Uwielbiam to uczucie, gdy po zdobyciu odpowiedniej ilości złomu ( waluta w Mad Maxie ) instaluję nowy silnik i ruszam w trasę... Tak! Upgradowanie to z pewnością to co tygryski lubią najbardziej! Nie spodziewajcie się jednak tutaj takich bzdur jak ciśnienie w oponach czy też regulacja skrzyni biegów. Mad Max to arkadówka, a nie gra dla fanatyków samochodów.
Czym by jednak było upgradowanie samochodu bez odpowiedniego modelu jazdy? Nie ma się co o to martwić. Dawno już nie bawiłem się tak świetnie, prowadząc samochód w grze wideo. Ogromna moc silników połączona z pustynnym krajobrazem, robi piorunujące wrażenie. Samochody prowadzi się ociężale przez wszechobecny piasek, co idealnie współgra z klimatem gry. Wisienką na torcie są dopalacze! Ah! Nic tak nie bawi jak właśnie nitro! Dlaczego dzisiejsze wyścigówki o tym zapominają?...
Maxowi towarzystwa dotrzymywać będzie garbaty przyjaciel Chumbucket. Jest to stworzenie niewielkich rozmiarów - tak samo zresztą jak jego móżdżek. Będzie on irytować Maxa swoim nieustannym gadaniem. Powodem dla którego Chumbucket z nami podróżuje, są jego wyjątkowe umiejętności mechanika oraz wymyślony przez niego pomysł na zbudowanie doskonałego samochodu. Garbaty przyjaciel przyda nam się także do walki. Podczas jazdy samochodem, Chumbucket będzie miotał broniami w pojazdy przeciwników, tym samym przelewając szale zwycięstwa na naszą stronę. Muszę przyznać, że odebrałem tą postać bardzo pozytywnie.
Zbyt dużo na słodziłem już o Mad Maxie, tak więc aby czytelnicy mnie nie zjedli, postaram się do czegoś przyczepić :). Pierwszą rzeczą która przyprawiała mnie o gorączkę, była mozolność podczas animacji postaci. Wszystko zajmuje tak dużo czasu! Każde podniesienie kupki złomu ( których jest na prawdę dużo ) trwa jakieś dwie sekundy. Ponadto każde zniszczenie wieży oznacza wyjście z samochodu - podniesienie trzech kupek łupu, a następnie ponowne wejście do pojazdu. Zajmuje to jakieś... 10-15 sekund. To stanowczo za dużo. W późniejszym etapie gry całkowicie zrezygnowałem z trudzenia się takimi zajęciami. Stało się to bardzo, bardzo męczące.
Kolejną rzeczą która mi się nie spodobała, to liniowość podczas podbijania wrogich obozów. Każda baza zbudowana jest tak, abyśmy szli po ścieżce do celu. Jest to nudne i męczące. Nie czerpałem z tego żadnej satysfakcji. Podbijanie było dla mnie po prostu obowiązkiem. Niby przed najazdem na obóz możemy zaznaczyć wszystkich wrogów, popytać ludzi o tajne wejścia oraz słabości fortecy - wszystko to jednak jest tylko sztuczną swobodą. W praktyce najazdy wyglądają cały czas tak samo. Ubarwić zabawę próbują wcześniej wspomniane "podchody" do baz przeciwników, lecz z pewnością nie spełniają one swojej roli. Łatwo jest oszukać "strategiczne" ( nadal zbyt liniowe ) najeżdżanie wiosek, używając po prostu siły. Spodziewałem się czegoś na styl podbijania obiektów jak w Far Cry 3 czy też Shadow of Mordor, a dostałem bardzo liniową i nudną konieczność. Byłem na prawdę bardzo nie mile zaskoczony.
Nawet te wady nie przeszkodziły mi w zabawie przy Mad Maxie. Uważam, że jest to gra na prawdę bardzo udana i niesłusznie przez wielu graczy olana na rzecz "Big Bossa" z Metal Gear Solida. Mam nadzieje, że choć kilku z czytelników zachęcę do zakupu tej gry.
Kilka słów o rzeczach które pominąłem:
- Podoba mi się sandboxowy świat Mad Maxa. Daje on dużo zabawy poza linią fabularną.
-Max wydaje się taki... Bez charakteru. Raz próbuje zgrywać Chucka Norrisa, a drugim razem to ciepły klusek martwiący się o kobietę i dziecko które właściwie nie zna.
-Mad Max jest pewnym powiewem świeżości na tle dzisiejszych, bardzo standardowych gier AA.
PS: Chciałbym poruszyć również temat optymalizacji. Na moim komputerze ta produkcja w ogóle nie powinna się uruchomić (GTX 550ti, 4Gb ram), a mimo to zadziałała w 60 klatkach. Ponadto Mad Max nawet na najniższych detalach wyglądała ładnie, a momentami nawet ślicznie.
Dziękuję za przeczytanie recenzji :)
Pozdrawiam!