W tej, prawie że narodowej, dyskusji zdecydowanie opowiadamy się za określaniem żołnierzy, którzy nie złożyli broni wraz z zakończeniem II wojny światowej i kontynuowali walkę z okupantem sowieckim nawet do pierwszej połowy lat 60., jako żołnierzy niezłomnych.

Data dodania: 2015-03-04

Wyświetleń: 1304

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Przymiotnik "wyklęci" powoduje bowiem szereg problemów o znaczeniu
semantyczno-historycznym, które należy oczywiście omówić, ale które jednocześnie dyskwalifikują go w tej roli. Cóż to bowiem znaczy "wyklęci" i - ważniejsze - przez kogo? Wyklęci, przeklęci, skazani na zapomnienie, wyrzuceni poza margines ludzkiej pamięci, skazani na niebyt - to jest oczywiste; i rzeczywiście tak miało być, Polacy mieli o nich
najpierw zapomnieć, a kolejne pokolenia w ogóle się nie dowiedzieć.
Przez kogo zaś "wyklęci"? Ano przez awangardę "wyklętego ludu ziemi", która najpierw ów lud nazwała wyklętym, a potem się postawiła na jego czele, ku jego rzekomemu wybawieniu. I w jednym, i w drugim wypadku była to uzurpacja. Po pierwsze, lud nie czuł się specjalnie wyklęty. Przez cały wiek XIX, dzięki szybkiemu rozwojowi przemysłu i handlu, lud znacząco poprawiał swoje położenie - zwiększał się obszar dobrobytu, wydłużała średnia długość życia i podnosiła jego jakość. Po drugie, lud nie miał szans, by swych przyszłych oprawców uczynić swą awangardą, lecz od razu stał się ich ofiarą, użyźniając glebę od drugiej dekady aż po 4 ćwierć XX wieku pod wiekuiste szczęście przyszłych pokoleń w komunistycznym raju. We wszystkim, czego awangarda się dopuszczała, zarówno w dziedzinie semantyki, jak i biologii, dominowała uzurpacja.


Taki też, uzurpatorski charakter ma w sobie przymiotnik "wyklęci". Wyklętymi bowiem nazwali tych żołnierzy ci, którzy nie mieli żadnego prawa, by wyklinać kogokolwiek. W związku zaś z pierwszą uzurpacją, jakiej dopuściła się rzekoma "awangarda" stając na czele tzw. ludu wyklętego, pojawia się też niebezpieczeństwo, że wskutek pomieszania pojęć, totalnego chaosu semantycznego, już niebawem pieśń, w której tekście pojawiają się słowa "wyklęty powstań ludu ziemi", stanie się hymnem tych skazanych na niebyt żołnierzy - i to dopiero będzie ich prawdziwa klęska! A więc zdecydowanie "żołnierze niezłomni".
 

Jeszcze jeden aspekt tego problemu. Polska jest krajem, rządzonym przez, jak pisze choćby Stanisław Michalkiewicz, "bezpieczniackie watahy". Nie chodzi rzecz jasna o to, że rządzą wciąż Polską ludzie z UB i SB, z których kilku przekroczyłoby już zapewne magiczną granicę 120 lat, ale o to, że rządzą Polską służby specjalne, kontrolowane tylko przez siebie wzajem, czyli niekontrolowane w ogóle. Specjalnością tych służb, zresztą nie tylko w Polsce, jest wykorzystywanie ludzkich wad i słabości, niszczenie charakterów, słowem łamanie ludziom kręgosłupów moralnych. Ci żołnierze nie dali się złamać - dlatego są to żołnierze niezłomni. Często z pełną świadomością konsekwencji przedkładali umieranie "na stojąco" ponad życie na klęczkach, z przetrąconym kręgosłupem.


Na ogół umyka naszej uwadze, zajętej celebracją kolejnego święta historycznego, jeszcze jeden aspekt zagadnienia żołnierzy niezłomnych. Bez wątpienia należy się im pamięć i cześć, ale nie powinniśmy pozwalać, by pamięć przesłaniała nam recepcję teraźniejszości. Ani im pamięcią życia nie przywrócimy, ani nie ukarzemy ich zabójców, skrytych czy sądowych. Innymi słowy mówiąc, nie zwalczajmy stalinizmu prawie 70 lat po jego upadku, bo to jest po prostu śmieszne. Równie dobrze moglibyśmy próbować płacić w sklepach "pieniędzmi" zgromadzonymi w "Monopoly".

Żołnierzami niezłomnymi potrzebującymi dziś naszej pamięci, a nierzadko wymiernej pomocy są ci, którzy i obecnie usiłują bronić naszych praw i wolności realnych. Przykładem może być dr Brunon Kwiecień, który padł ofiarą ABW-iackiej prowokacji, przeprowadzonej niemal dokładnie wg schematu ubeckiej prowokacji związanej z V Komendą WiN-u; tej pomocy potrzebuje "samotnik" rozsyłający ponoć jakieś maile z pogróżkami do biur potężnego Marszałka Sikorskiego, albo p. Krzysztof Kokowicz, pracownik Muzeum na Majdanku, którego co prawda zwolniono po licznych protestach z aresztu wydobywczego, gdzie trafił za sprawą "neoszmalcownika", który w jego działaniach dopatrzył się znamion antysemityzmu, ale wciąż czeka go proces sądowy, a przecież we współczesnej Polsce sędziowie "powinności swej służby rozumieją" wcale nie gorzej od swych poprzedników z lat 40. i 50. ubiegłego wieku.

To są żołnierze niezłomni, o których przede wszystkim powinniśmy pamiętać w Dniu Żołnierzy Niezłomnych.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena