Dzieci nie mają dzisiaj lekko. Rodzice też  wcale nie mają lepiej. Wszechobecna reklama, hałas, agresja, tablety, smartfony w każdej kieszeni. Konsumpcja na pierwszym miejscu, gadżety, wyścig szczurów już od podstawówki. Brak autorytetów. Czy rzeczywiście jest aż tak źle?

Data dodania: 2014-10-02

Wyświetleń: 1312

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Dawniej rodzicie mieli lepiej?

Jest oczywiście taka pokusa, żeby gloryfikować dawne czasy, a zwłaszcza czasy własnego dzieciństwa. Taka już ludzka natura, zwłaszcza w pewnym wieku.
Wydaje się jednak, że jest coś na rzeczy.
Rodzice dzisiejszych trzydziesto, czterdziestolatków byli pozbawieni mnóstwa ułatwiaczy życia, które nam towarzyszą na codzień.
Nikt nie mówił im co i jak mają zrobić, żeby dziecko rozwijało się prawidłowo pod każdym względem, nie mieli pod ręką poradnika na każdą okazję. Ba, nie mieli nawet często podstawowych produktów.
Kierowali się mądrością pokoleń, własną intuicją i głosem serca.
Nie zastanawiali się nad tym czy aby zachowali się właściwie, czy nie podnieśli za bardzo głosu, czy wolno im zastosować taką czy inną karę.
Nie posyłali dzieci na trylion zajęć dodatkowych, żeby od początku dobrze się rozwijały, tylko pozwalali im bawić się z kolegami na trzepaku.
Czy dali radę? 
Patologie pewnie się zdarzały, jak zawsze, a jednak w tzw. normalnych domach było więcej spokoju. Nie czuć było tego napięcia, jakie dzisiaj wyczuwa się pomiędzy dziećmi i rodzicami, dziećmi i nauczycielem w szkole, rodzicami i nauczycielem. Było więcej swobody, było więcej czasu na rozmowę, wspólną zabawę, odrabianie lekcji, spacer.
Tamto pokolenie chyba nie jest najgorsze. Jakie będzie to dzisiejsze?

Było, minęło, a radzić sobie trzeba

Dzisiaj, gdyby spojrzeć z boku, wychowywanie wydaje się nie lada wyzwaniem.
Wciąż w coś trzeba się wpasowywać, wciąż, z każdej strony rodzice są atakowani mnóstwem informacji.
Wciąż dowiadują się, że popełnili błąd, że użyli nie tych argumentów, że nie zauważyli tego czy tamtego, że nie wolno im krzyczeć, zastosować żadnej kary, że nie wolno im okazywać złych emocji, nawet wtedy, kiedy chcieliby wybuchnąć.
Wciąż się trzeba pilnować, wciąż śledzić trendy.
Czterolatek na warsztaty garncarskie? Ależ oczywiście, to najlepszy moment.
Angielski, chiński, judo, karate, szkoła muzyczna?
Nie ma w tym oczywiście nic złego, jeśli dziecko tego chce, najlepiej, jeśli samo wybierze. Gorzej, że często, to mamusi czy tatusiowi wydaje się, że to jest takie fajne.
I biegusiem z jednych zajęć na drugie.
A gdzie tu czas na rozmowę, kiedy można się do siebie przytulić, kiedy zwierzyć z kłopotów i nieszczęść?
A to przecież jest najważniejsze.
Zwłaszcza dzisiaj, kiedy dzieci są wprost zalewane gadżetami, reklamami, słabymi piosenkami. Kiedy miotają się od jednego pomysłu do drugiego i wciąż tak, jak rodzice mają poczucie, że trzeba się dopasować.
To, że dzisiaj mamy tak łatwy, przede wszystkim w Internecie, dostęp do specjalistów, do różnego rodzaju poradników, szkół wychowania to wspaniale.
Powinniśmy z tego czerpać ile się tylko da.
Jest tylko jedno ale...

Rodzicu nie bądź bezkrytyczny

To, co działa w przypadku jednego dziecka, niekoniecznie zadziała w przypadku innego.
Nie ma rady uniwersalnej.
Wszystko czego się dowiadujemy, trzeba przepuścić przez filtr naszych doświadczeń, tego co wiemy o dziecku.
Często wystarczy zatrzymać się w biegu, wysłuchać malucha ( dla nas to zawsze maluch). Czasem pozwolić samodzielnie podjąć decyzję. Kontrolować, czuwać, ale budować poczucie odpowiedzialności i ważności, osobności, własnej wartości.
Najczęściej wystarczy razem pobyć. Rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać.
Argumentować  i słuchać.
A wtedy poradniki i specjaliści w zasadzie nie są potrzebni.
To trudne, w czasach, kiedy tak wiele obowiązków i tak mało czasu.
Trudne, ale wykonalne. I bezcenne dla naszych dzieci. I dla rodziców także.

 

Licencja: Creative Commons
0 Ocena