Polacy nie lubią siłowni zewnętrznych - tak można przeczytać na kilku znanych portalach internetowych. Wydaje się jednak, że problemem nie jest tu antypatia, tylko wstyd. Jesteśmy dziwnym narodem, w którym mniej wstydu przynosi stanie pod budką z piwem niż ćwiczenie na siłowni zewnętrznej. Boimy się, że sąsiedzi będą nas wytykali palcami - o, to ten, co nie umie z wahadełka korzystać. Choć więc siłowni zewnętrznych działa już całkiem sporo, chętnych nie ma wielu. A w zasadzie chętnych może by się i znalazło, ale ćwiczących - już nie.
Innym problemem jest to, że czasem lokalizacja jest kiepska. W wielu miastach siłownie zewnętrzne stawia się na obrzeżach miast, gdzie nikt nie ma czasu iść czy jechać na co dzień. Nawet tam, gdzie siłownie są blisko, problemy nadal się pojawiają - szczególnie irytujące jest ustawianie siłowni przy placach zabaw dla dzieci, jeśli robi się to bez zastanowienia. Teoretycznie przecież, kiedy dzieci bawią się w piaskownicy, rodzice mogliby spokojnie ćwiczyć. Mogliby, ale nie mogą, bo większość administracji upiera się z jakichś niezrozumiałych przyczyn przy stawianiu siłowni zewnętrznych tyłem do placu zabaw. Albo ćwiczenia - albo opieka nad dziećmi.
Polacy nie mają charakteru sportowców, ale to się powoli zmienia, jednak żeby w ogóle można było mówić o ćwiczeniach, najpierw gmina, administracja osiedla czy deweloper muszą dać taką szansę, a na razie w pełni poprawnych realizacji jest niewiele. Nie jest to wina firm, które często próbują wytłumaczyć klientom zasady działania siłowni - w przetargu umieszcza się wymagania oparte na jakichś poprzednich realizacjach, które przypadkowo zostały znalezione w sieci i tak powiela się stare błędy.
Siłownie stoją puste z wielu powodów. Jest jednak szansa, że przy okazji kolejnych inwestycji powoli będziemy eliminowali przyczyny tego przykrego stanu rzeczy.