Duże siłownie to na pewno olbrzymia frajda. Można tu spędzić naprawdę parę godzin i zrobić niemal profesjonalny trening. Zawsze jest też sporo ludzi, więc trening jest fajniejszy, bo jest i szczypta rywalizacji, i jest z kim zamienić parę słów w czasie przerwy między ćwiczeniami. Atmosfera jest na pewno lepsza, ale skoro ludzi więcej to i o miejsce bywa czasem ciężko. Im więcej urządzeń, tym bardziej różnorodny może być trening, ale tym większe ryzyko, że wybrane urządzenie będzie zajęte. To wszystko są jednak problemy do przeskoczenia. Większym kłopotem jest to, że skoro gmina inwestuje w dużą siłownię plenerową, prawdopodobnie będzie ona jedyną w mieście albo przynajmniej jedną z nielicznych, a nie każdy może jechać przez pół miasta, żeby sobie poćwiczyć.
Mniejsze siłownie są atrakcyjne głównie ze względu na to, że jest do nich zawsze blisko. Zamiast trzepaków na dywany, których i tak prawie nikt nie używa, można zamontować trzy czy cztery urządzenia do ćwiczeń i będzie tam większa kolejka. Oczywiście ze względu na koszt i dostępność przestrzeni, trening w mniejszej siłowni zewnętrznej nie może być pełny. Ktoś, kto lepiej się zna na temacie na pewno wymieni grupy mięśni, których nie da się w danym miejscu ćwiczyć. To fakt, ale biorąc pod uwagę stopień aktywności fizycznej Polaków, nawet niepełny trening to już spory postęp. Małe siłownie zewnętrzne niewątpliwie mają swój klimat i są potrzebne zwłaszcza na dużych osiedlach, gdzie zwyczajnie integrują. To przecież miejsce spotkań, a nie własność jednej osoby, a to zawsze zbliża, co przecież też jest ważne.
Nie da się jednoznacznie stwierdzić czy lepsze są mniejsze, czy większe siłownie. Każda jest dobra, ale oczywiście równiez każdy ćwiczący ma swoje preferencje i sam udzieli odpowiedzi we własnym zakresie.
