Jak wynika z badań prowadzonych przez firmę BCA Research nad brytyjskimi freelancerami, osoby pracujące na własny rachunek robią to o 6 proc. dłużej niż ci na etacie. Tyle że dłuższa praca nie przynosi im wcale wyższych zarobków. Połowa z nich otrzymuje stawkę godzinową niższą niż 5,58 funta. To o połowę mniej niż osoby wykonujące pracę w firmie. Słowo klucz to zarządzanie produkcją (o czym za chwilę).
Freelancerzy nie tyle zarabiają jednak mniej, co po prostu są znacznie mniej efektywni. Jak sugeruje "The Economist", zwiększenie udziału samozatrudnionych w gospodarce odpowiada nawet za większą część spadku produktywności pracy notowanego w Wielkiej Brytanii w czasie obecnego kryzysu.
Sklepikarze nie strajkują!
Dla wielu takie wnioski mogą być zaskakujące. Bądź co bądź osoby pracujące na własny rachunek mają znacznie większą motywację niż ci na etacie. Ich wynagrodzenie zależy od tego, czy zadanie zostanie wykonane, a nie od tego, czy spędzą osiem godzin w biurze. Retorycznie można wręcz zapytać: czy ktoś widział strajkujących sklepikarzy?
A jednak – w gospodarce, która wymaga coraz większej specjalizacji – argumentuje "The Economist", nie można stosować tak prostych uogólnień. W Wielkiej Brytanii aż dwie trzecie nowych freelancerów to albo menedżerowie albo profesjonaliści. Co oznacza, że wprawdzie doskonale znają się na swojej wąskiej działce, jednak inne, istotne z punktu widzenia prowadzenia firmy umiejętności, są im nieznane.
Programista, księgowy i sprzedawca w jednym
Żeby zrozumieć tę zależność można wyobrazić sobie rzemieślnika, który potrafi robić doskonałe buty. Ponieważ jednak wszystkie elementy wykonuje sam, jest znacznie mniej efektywny niż jego dysponujący mniejszymi umiejętnościami sąsiad pracujący w fabryce obuwia. Po prostu, zarządzanie produkcją jest w wytwórczości masowej znacznie bardziej zaawansowane.
W przypadku współczesnych freelancerów jest podobnie. Mogą świetnie programować, ale oprócz pisania aplikacji muszą jeszcze zajmować się księgowością, marketingiem, obsługą klienta i sprzedażą. W korporacji zarządzanie produkcją posunięte jest tak daleko, że specjalista może rzeczywiście skupić się na swoich zadaniach, resztę zostawiając innym.
Freelancing jako krok wstecz
W praktyce oznacza to, że samozatrudnieni, żeby utrzymać wcześniejszy poziom dochodów, muszą pracować znacznie więcej. Nie chodzi nawet o to, że prowadzenie działalności gospodarczej wymaga kontaktów z biurokracją, ale o to, że administracja wszystkimi procesami zabiera bardzo dużo czasu.
Także w Polsce sektor samozatrudnionych rośnie. W ten sposób pracuje coraz więcej programistów, grafików internetowych czy księgowych. Być może także w naszym przypadku tego rodzaju prosty outsourcing skutkuje niższą produktywnością. Każdy z takich specjalistów wykonuje bowiem te same czynności, dublując je bez żadnej wartości dodanej.
Można powiedzieć, że rozwój freelancingu to bardzo duży krok wstecz w procesie rozwoju gospodarczego. Zamiast zastanawiać się nad tym, jak doskonalić zarządzanie produkcją, usprawniać procesy i w pełni wykorzystywać umiejętności specjalistów, koncentrujemy się na tym, jak nauczyć ich czegoś, co inni potrafią robić lepiej.