"Siedem tysięcy dolarów dostał w 2003 roku Jim Nelson, mieszkaniec Illinois, który sprzedał kawałek swojej głowy na przestrzeń reklamową.
Kontrakt z reklamodawcą przewidywał, że co najmniej przez pięć lat Nelson będzie nosił na głowie wytatuowane logo firmy. Amerykanin zrobił to i przyciągnął do firmy 500 nowych klientów" – tak amerykańska prasa opisywała pierwszy przypadek żywego słupa ogłoszeniowego – zjawiska nazwanego później mianem skinvertisingu.
Reklama na odzieży już nie wystarcza
Można uznać, że wędrówka komunikatów z odzieży na ciała rozpoczęła się w 2001 roku, gdy bokser Bernard Hopkins podczas walki miał na sobie zmywalny tatuaż internetowego kasyna Golden Palace.
Jednym z najbardziej popularnych żywych billboardów jest Billy Gibby. Na jego ciele, m.in. na klatce piersiowej i twarzy, powstało ponad 30 tatuaży. Na czole i policzkach pojawiły się adresy stron porno. Pochodzący z Alaski bokser nie miał pokaźnych oszczędności, a musiał przejść rekonwalescencję po oddaniu nerki przyjacielowi. Po obejrzeniu walki Hopkinsa również postanowił sprzedać powierzchnię własnego ciała reklamodawcom. Jednak Billy nie lubił półśrodków: zamiast malunków tymczasowych wybrał tatuaże permanentne. Cena za reklamę wynosiła od 3000 (tatuaż na klatce piersiowej) do 25000 dolarów (na czole).
Ciało na sprzedaż
Reklama na ludzkim ciele jest wciąż niszowym kanałem komunikacji, w Polsce niespotykana w ogóle. Jednakże guru światowego marketingu, Philip Kotler wymienia „żywą” reklamę jako jeden z sześciu najskuteczniejszych obecnie sposobów przyciągnięcia uwagi nabywców. W ten sposób można nie tylko precyzyjnie dotrzeć do swojej grupy docelowej, ale też zaintrygować jej członków, co w reklamie osiągnąć jest coraz trudniej.
Jako standardowy nośnik reklamowy oferowane są różne odmiany tatuaży. Amerykańska agencja reklamowa TatAd proponuje na swojej stronie internetowej trzydziestodniowe tatuaże tymczasowe lub dwuletnie ekspozycje permanentne w wybranym miejscu ludzkiego ciała. Obecnie do noszenia tego typu ogłoszeń wizualnych chętnych jest 800 osób prowadzących różny styl życia, można więc dobrać najbardziej odpowiedni dla poszczególnych kategorii promowanych produktów.
Czy na polskich ulicach pojawią się także żywe słupy ogłoszeniowe? Czy znajdą się chętni do wytatuowania sobie logo albo adresu strony na twarzy za pieniądze? Czy agencje reklamowe wprowadzą taki nośnik reklamowy do swoich usług? Wydaje się to raczej mało prawdopodobne…