Jonas Bibi Hammond bez swojej gitary? Nie, nikt, kto go zna, nie jest w stanie sobie tego wyobrazić. On jest wtulony w swój instrument, zrośnięty ze swoim instrumentem, gitara stanowi niemal jedną z części jego ciała. Nawet kiedy Jonas jest w kuchni i gotuje, gitarę ma zawieszoną na plecach. "Coś może przyjść do głowy w czasie gotowania", mówi. A jeśli już przyjdzie coś do głowy, to przecież nie można pozwolić temu czemuś umknąć. Tylko raz ten mieszkaniec berlińskiego Charlottenburga spróbował spędzić urlop bez gitary, miały to być wakacje bez muzyki, ot, taki dar dla ukochanej rodziny. Wytrzymał tydzień. Dłużej nie dał rady. I wie, że już nigdy więcej nie podejmie podobnej próby.
Jonas Bibi Hammond grał na wielu różnych gitarach. Ale ten instrument, który teraz trzyma w rękach, ceni najbardziej. Jest to gitara akustyczna T. Burton Rambler, ze świerku, mahoniu i palisandru. Jonas Bibi Hammond zapłacił za nią 600 euro w sklepie muzycznym w Neukölln. Istnieją tańsze gitary, ale również o wiele, wiele bardziej kosztowne. Ale to nie cena sprawia, że instrument ma jakąś wartość dla muzyka. Rambler doprowadził Jonasa do celu, o którym zawsze marzył: z Ramblerem nagrał swoją pierwszą solową płytę. Opowieść o drodze do realizacji tego celu jest długa i wzruszająca. Jest to opowieść o namiętności i miłości, odporności i sile woli.
Zakaz wychodzenia
Jonas Bibi Hammond urodził się w 1959 roku w Ghanie, byłej kolonii brytyjskiej, dwa lata po tym, gdy kraj ten odzyskał niepodległość. Jego ojciec był ministrem edukacji w pierwszym demokratycznym rządzie w Afryce zachodniej. Życie układało się chłopakowi, jego bratu i pięciu siostrom nie najgorzej, nawet wojskowy zamachu stanu z 1966 nie zmienił znacząco ich sytuacji. Jako potomek wyższych ghańskich sfer Hammond junior korzystał z możliwości wyjazdów na wyspy brytyjskie „do szkół,” ale wracał zawsze do domu, do rodziny. Jak każde dziecko uczył się i bawił, ale zawsze najważniejsza dla niego była muzyka. Już jako maluch odkrywał muzyczne brzmienia i rytmy. Bębnów, pokrywek do garnków i pustych kartonów też. Matka doceniała muzykalność syna, ale dla ojca nie była ona źródłem radości i satysfakcji. "Mój Ojciec kochał muzykę," mówi Hammond. "Pomógł mojemu starszemu bratu otworzyć w Akrze Jazz Club, miejsce, które stało się wkrótce muzyczną Mekką dla afrykańskich gwiazd." Ale żeby własny syn był muzykiem? Takiej przyszłości dla swojego syna ojciec Jonasa nie chciał, żądał od niego definitywnego porzucenia tak niepoważnych marzeń.
Mimo to Jonas podążał swoją własną drogą życia pełen pasji i determinacji. Żeby odwiedzać kluby muzyczne Akry, przekupywał ochroniarzy ojca papierosami. Wymykał się z domu pod pretekstem konieczności opieki nad siostrami. W wieku 13 lat spotkał w klubie brata muzyków, którzy zaprosili go do wspólnego grania. Niezwykłym zbiegiem okoliczności ci sami muzycy 14 lat później natknęli się na niego ponownie, poszukując basisty. Od słowa do słowa, zaczynając od wspomnień, a kończąc na wspólnych planach, zaprosili go do współpracy. I tak Hammond wylądował w Niemczech.
Planował zatrzymać się w Berlinie pół roku, nie dłużej. Krótki w zamierzeniach wyjazd wydłużył się, Jonas jest w Berlinie już 25 lat. Muzyk odbył kilka tournée po Europie, współpracując z wieloma artystami, pracował w berlińskim Warsztacie Kultur, przyczyniając się w ten sposób do promowania muzyki świata w Niemczech. Wrósł w swoją nową ojczyznę, został szczęśliwym ojcem. Ale wciąż dręczyło go pragnienie zrealizowania jednego marzenia: stanąć na scenie nie jako jeden z członków zespołu, lecz jako solista, Jonas Bibi Hammond. Jednak wciąż jakby działał zakaz ojca sprzed lat, i to on go wciąż przytłaczał i zniewalał do bardziej aktywnego działania.
W roku 2010 matka Jonasa, osoba, która zachęcała go bez wytchnienia do realizacji muzycznych marzeń, obchodziła swoje 90 urodziny. Kochający syn postanowił nagrać solową płytę jako urodzinowy prezent i tak powstała "Jamestown", płyta ciągle jeszcze do zdobycia, choćby w Dussmannie na Fridrichstrasse. Jest to płyta pop z wpływami z jazzu, bluesa i soul, z dużą ilością utworów wolnych, nastrojowych, z silną dominantą miękkiego głosu Hammonda. "Jestem sentymentalny" mówi Hammond uśmiechając się "i jestem z tego dumny." Płyta ma również przesłanie. Jamestown jest dobrze znanym miejscem w ghańskiej Akrze, kojarzącym się jednoznacznie z handlem niewolnikami. To właśnie stąd wyruszały statki wypełnione ludźmi traktowanymi wyłącznie jako przedmiot obrotu handlowego. A teraz Hammond, do swoich braci Afroamerykanów mających te same korzenie co on, przesyła z tego samego miejsca muzykę pochodzącą z kraju ich pochodzenia jako cenne źródło nowej muzycznej inspiracji. Z kolei jedną z inspiracji dla Hammonda była niemiecka muzyka, która, co w rozmowie podkreślił Hammond, bardzo się otworzyła na świat i rozwinęła w okresie po zjednoczeniu. Z pozamuzycznych faktów historycznych, które wywarły na Hammondzie silne wrażenie, był upadek muru berlińskiego, którego był naocznym świadkiem.
"Ja potrzebowałem Bluesa"
Jonas sięga po gitarę. Przypomina pierwsze akordy, które na niej próbował grać. „Gitara wyznała mi swoją miłość”, wspomina. Słowo „miłość” skojarzyło się Jonasowi natychmiast z jego miłością do matki i momentem zakończenia procesu wydawania płyty „Jamestown”. Wiążą się z tym momentem jego życia smutne wspomnienia – płyta się ukazała, ale jego matka już jej nie usłyszała, zmarła trzy miesiące przedtem.
„Matka zawsze była przy mnie blisko, a ja zawsze podziwiałem ją za odwagę, wrażliwość i niezwykłą intuicję”. Ból po śmierci matki zaowocował nowymi pomysłami na piosenki i rozpoczęciem pracy nad kolejną płytą "The Rapture of Love", która pojawi się na wkrótce na rynku. Okoliczności towarzyszące jej powstaniu tłumaczą doskonale, dlaczego pierwszy utwór to będzie blues zatytułowany "Wounded” („Ranny"). "Ja po prostu potrzebowałem bluesa" mówi Hammond. "Nic nie jest tak inspirujące jak smutek i ból. Nic nie wyrazi tych uczuć tak jak blues".
Za współtwórcę swoich solowych projektów uważa Hammond T.Burtona Ramblera. Z tą gitarą odkrył on siebie. Tak musiało być. Bo Rambler znaczy Wędrowiec. Wędrujący przez świat z gitarą zawieszoną na plecach tak jak Jonas Bibi Hammond.