Większość naukowców przyczyn ocieplenia szuka właśnie w działalności człowieka. Faktem jest, że rozwój wielu dziedzin przemysłu oraz transportu wiąże się z emisją do atmosfery gazów cieplarnianych – głównie dwutlenku węgla i metanu. Mogą one powodować ograniczenie wypromieniowywania ciepła z powierzchni Ziemi.
Wynikiem troski opinii międzynarodowej o stan klimatu było powołanie w 1988 r. przez ONZ Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (Intergovernmental Panel on Climate Change - IPCC). Przedmiotem jego działalności jest ocena zagrożeń związanych z globalnym ociepleniem, spowodowanym przemysłową aktywnością człowieka. IPCC cyklicznie publikuje raporty na temat globalnych zmian klimatycznych. Najnowszy, czwarty raport z 2007 r. zawiera min. następujące wnioski:
1. Ocieplanie klimatu jest faktem.
2. Bardzo prawdopodobne, że notowane wzrosty średniej temperatury na świecie są powiązane ze wzrostem stężenia gazów cieplarnianych pochodzenia antropogenicznego (będących wynikiem działalności człowieka).
3. Prawdopodobieństwo, że ocieplenie jest spowodowane tylko naturalnymi procesami wynosi mniej niż 5 %.
4. Średnia temperatura na świecie do końca wieku może wzrosnąć w zakresie 1,6 – 6,4 stopnia C, co spowoduje:
- podniesienie poziomu mórz i oceanów od 18 do 59 cm,
- zwiększenie częstotliwości występowania fali upałów i ulewnych deszczy (szacowane prawdopodobieństwo ponad 90%).
- Zwiększenie liczby tropikalnych cyklonów, powodzi i susz (szacowane prawdopodobieństwo ponad 66%).
5. Globalne stężenie w atmosferze dwutlenku węgla, metanu i tlenku azotu wzrasta na skutek przemysłowej działalności człowieka od 1750 r. i obecnie jest wyższe niż kiedykolwiek na przestrzeni ostatnich 650 tys. lat.
Rzesza naukowców i polityków wieszczących klimatyczny armagedon wywołała szerokie zainteresowanie tematem. IPCC, do spółki ze światową ikoną ruchów ekologicznych Alem Gore, otrzymali w 2007 roku Pokojową Nagrodę Nobla. Komitet Noblowski podał, że były wiceprezydent USA i oenzetowski Międzyrządowy Panel ds. Zmian Klimatu otrzymali nagrodę "za ich wysiłki na rzecz budowy i upowszechniania wiedzy na temat zmian klimatu wynikających z działań człowieka i za stworzenie podstaw dla środków, które są niezbędne do walki z takimi zmianami". Al Gore jest główną postacią światowego frontu aktywistów głoszących apokaliptyczne wizje związane z globalnym ociepleniem. Jego przeciwnicy twierdzą, że wykłady z którymi jeździ po całym świecie niewiele mają wspólnego z faktami naukowymi, a są jedynie zgrabną prezentacją mającą z niego uczynić gwiazdę politycznego
show-biznesu.
Wpływ człowieka na efekt cieplarniany jest przez większość naukowców uważany za udowodniony a sceptycyzm w tej materii uchodzi za naukowe bluźnierstwo. Pojawiają się opinie, że mamy do czynienia niemalże z nową religią XXI wieku – klimatyzmem. Posiada ona swoich proroków (z laureatem nagrody Nobla Alem Gore na czele), apokaliptyczną wizją przyszłości (susze, powodzie huragany), grzechy śmiertelne (bezgraniczna konsumpcja, która przez globalne ocieplenie doprowadzi ludzkość do zagłady) oraz nadzieję na zbawienie dla nawróconych (którzy zrezygnują z dóbr doczesnych).
Istnieje jednak szereg opinii naukowców odrzucających wpływ człowieka na klimat. Ian Clark, profesor geologii z Uniwersytetu w Ottawie stwierdził:
"Globalne ocieplenie to mit. Nie ma nic nowego ani nadzwyczajnego w tym, że od dwóch czy trzech dekad obserwujemy wzrost temperatury. 800 lat temu było nawet cieplej niż dziś. Nie ma żadnych dowodów na to, że to wpływ człowieka. Klimat zmienia się w sposób naturalny, ilość dwutlenku węgla w powietrzu nie ma znaczenia i nie wyrządza żadnej szkody środowisku. Dziś mamy znacznie większe problemy środowiskowe: zbyt duże zarybienie oceanów czy urbanizację, która niszczy ekosystemy. Decyzja Komitetu Noblowskiego nie jest dobra. Al Gore to hipokryta. Nie dlatego, że twierdzi, iż globalne ocieplenie to katastrofa. Ale dlatego, że wzywa wszystkich do walki z nim, a sam siedzi w domu i zużywa 20 razy więcej energii niż przeciętny Amerykanin. Prowadzi bardzo wygodne życie, a innym mówi, by oszczędzali światło."
Faktem jest, że źródła historyczne donoszą o istotnych wahaniach klimatu na przestrzeni ostatnich stuleci, o które trudno obwinić człowieka. I tak w XVI stuleciu mieliśmy małą epokę lodowcową – zdarzało się, że w zimę można było suchą stopą przejechać przez zamarznięty Bałtyk do Szwecji. Natomiast w okresie 800-1300 n.e. miało miejsce ocieplenie, tzw „średniowieczne optimum klimatyczne”, którego efektem był rozkwit osadnictwa na Grenlandii i Islandii.
Sceptycznie do teorii sprawczej roli człowieka w procesie ocieplenia podchodzi zaskakująco wielu polskich naukowców. Znaną postacią jest prof. Zbigniew Jaworowski, autor wielu krytycznych publikacji na ten temat, a także prof. Przemysław Mastalerz – autor podręczników akademickich z zakresu chemii organicznej. W jednym z wywiadów stwierdza:
"Naukowcy wiedzą, że ludzie lubią się bać. Zastraszeni, chętnie dają pieniądze. Jeżeli więc będą ich straszyć to wtedy szybko dojdą do wielkiego uznania i wielkich pieniędzy. Ci naukowcy żyją z tych miliardów które płaci się na IPCC i jest to wygodne życie."
Prof. Haliną Lorenc, chyba najbardziej uznany polski klimatolog z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej stwierdza: "(...) należę do tej grupy naukowców, którzy uważają, że zmiany klimatu mają przede wszystkim podłoże naturalne, które decyduje o kierunku zmian i tylko w niewielkim stopniu (niektórzy naukowcy określają to na 2–3 proc.) przyczynia się do tego człowiek." (Na chłodno o klimacie - Rozmowa z prof. Haliną Lorenc z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, http://www.polityka.pl). Pani Profesor w dalszej części rozmowy przyczyn cykli zmian temperatur upatruję bardziej w aktywności słońca i wybuchach wulkanów.
Efekt cieplarniany już wkrótce może spowodować poważne szkody w naszym kraju. I nie chodzi bynajmniej o nadciągające susze lub powodzie. Jako członek Unii Europejskiej nasza gospodarka będzie musiała spełnić ostre limity emisji CO2 na lata 2008-2012 r. Limity są konsekwencją podpisania przez Unię protokołu z Kyoto – międzynarodowej umowy, której sygnatariusze zobowiązali się do redukcji emisji gazów cieplarnianych (o 5,2% do 2012 r.). W efekcie elektrownie i elektrociepłownie czekają kosztowne inwestycje, które oczywiście sfinansują klienci, płacąc wyższe rachunki za energię. A na koniec może się okazać, że emisja zanieczyszczeń zamiast spaść - wzrośnie, gdyż na skutek skoku cen do łask powrócą tradycyjne metody ogrzewania, czyli małe przydomowe kotłownie opalane węglem. A te nie spełniają już żadnych norm.