Inicjujące album „After The Movies” to zanurzona w smutnym klimacie miłosna historia, implodująca do rozmiarów totalnie rozemocjonowanego melodramatu. Zaczyna się dość niepozornie, obrazkiem pary wpatrzonej w siebie na parkingu, tuż po filmie. Ona pocałowała jego, on pocałował ją, jedna noc niczym wieczność… 

Data dodania: 2012-07-20

Wyświetleń: 1201

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 2

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

2 Ocena

Licencja: Creative Commons

17693

6.5/10

„After The Movies” to esencja poetyki złamanego serca. Obrazowy, niemal namacalny sposób w jaki Kasher wynosi doznania tej jednej chwili na wyżyny: "In the movies Well, they never had it so good One moment, So infinite ,On soft wet lips..." Zapewniam, że mało kto tak potrafi. Tym bardziej bolesna wydaje się druga część utworu, w której mamy już tylko rozpacz, poczucie straty i rozpamiętywanie tego co piękne było kiedyś. Wiem, wiem – płaczliwe emo w czystej postaci, ale w tym przypadku odwołujące się do prawdziwych korzeni gatunku.  

Szkoda, że takiego natężenia wrażeń nijak nie podjęli się dalej. Kolejnymi piosenkami najpierw stopniowo obniżają loty, a potem już suną równo na mniej więcej podobnej wysokości. Lepiej niż zadowalająco brzmi jeszcze „Downhill Racers” – konstrukcja rzężących gitar, ładnych melodii, wpadania w stany uniesienia i opadania w nastrój. Zapada w pamięć charczane przez Tima “Running down, Losing speed, Time escapes us, Timing's everything” i boczny wokal jakby w stylu Archers Of Loaf co powtórzy się chwilę dalej w prawie równie dobrym „Ceiling Cracks”. 

Próbka stylu zademonstrowana na wcześniejszym singlu i EP’ce na „Such Blinding Stars” odnajduje swe rozwinięcie. Cieszą takie kawałki jak „Vermont”, „Eight Light Minutes”, „Dedication To Desertion”, “Warped Wood Floors”. Ciarki przejdą jednak po plecach bardziej wyczulonych znawców dźwięków przy niektórych gwałtownych wrzaskach jakie nasz Timothy ochoczo z siebie wydaje choćby w “Dirt Of The Vineyard” czy „Retirement”. Podsumowując - na perfekcyjne, finezyjne krążki przyjdzie dla nich czas. Cursive datowane na 1997 to obiecujący, młody band, z wyraźnie zarysowanym potencjałem, całkiem urokliwymi utworami, ale i garścią wad, które ja osobiście jestem w stanie dość łatwo przełknąć.

Licencja: Creative Commons
2 Ocena