Synuś nauczył się za to nowego słowa: „kuku”, chyba ze trzy razy w dniu dzisiejszym próbował pogłaskać pokrzywę, ale ona była zdecydowanie nieczuła na jego pieszczoty. Dodatkowo jeszcze niedawno jego ulubionym słowem było „tak”, a dzisiaj mu się przestawiło na „nie”.
Córka natomiast jest na etapie nauki jazdy na dwukołowym rowerze, muszę przyznać, że świetnie jej to idzie i jestem z niej niesamowicie dumna, lecz niestety od czasu do czasu nawet mistrz się przewraca, a wtedy to już po prostu masakra. Wytłumaczcie mi tylko proszę, dlaczego po upadku nie obraża się na rower, tylko na mamę?
Nie wiedzieć czemu ja też zamiast dać sobie na wstrzymanie, to musiałam całemu światu pokazać jaką to jestem okropną matką i jak to moje własne (i nie tylko) dzieci mnie denerwują, ale chyba każdy ma prawo do gorszego dnia – mój był dzisiaj. Mąż wrócił z pracy, to oczywiście cała frustracja dnia dzisiejszego została skierowana w jego stronę… No, i awantura gotowa. W końcu nie wytrzymałam, zamknęłam się w domu i po prostu sobie popłakałam, tak dla oczyszczenia. O dziwo, pomogło. Reszta dnia (czyli jakieś 2 godziny) upłynęły w miarę spokojnie, ale ponoć lepiej nie chwalić dnia przed zachodem słońca, więc poczekamy-zobaczymy jakie los ma jeszcze dla mnie niespodzianki.
Bilans dzisiejszego dnia? Utrata cierpliwości, 70 pierogów z jagodami (choć już wszystkie zjedzone;)), mokra od łez poduszka, ale za to siły i chęci, aby jutro stawić czoła wszystkim przeciwnościom losu. Czy podołam ? Dam radę, przecież ja muszę dać radę, bo jak nie ja to kto inny?
p.s. a naczynia nie pozmywane, pranie nie poskładane, och co ze mnie za gospodyni? Ale jak mam znaleźć na to czas, kiedy od rana do nocy jesteśmy na dworze. Może jakieś złote rady?