Maksymalne oprocentowanie to czterokrotna wartość stopy kredytu lombardowego w Narodowym Banku Polskim. Jeżeli przykładowo w umowie pożyczki odsetki będą wyższe od tak sformułowanych maksymalnych, to sąd obniży je właśnie do odsetek maksymalnych. Pożyczkobiorca też nie musi spłacać „polubownie” odsetek wyższych niż maksymalne.
Jednak już wkrótce po wejściu w życie ustawy antylichwiarskiej, pozabankowe firmy pożyczkowe sprzedające chwilówki SMS oraz pożyczki bez BIK wpadły na pomysł, jak obejść, ominąć wspomniane ograniczenie. Przestrzegając od tej pory maksymalnej wysokości oprocentowania nominalnego, do kosztów swych (już tylko nieformalnie lichwiarskich) pożyczek dodają koszty prowizji za udzielenie pożyczki, ubezpieczenia (potrzebnego pożyczkobiorcy jak piąte koło u wozu) tudzież jeszcze jakiś kreatywny dodatek. Takimi to sposobami oprocentowanie realne w stosunku rocznym wielokrotnie przewyższa maksymalne oprocentowanie nominalne. Jeszcze ciekawiej dzieje się, gdy pożyczkobiorca spóźnia się ze spłatą pożyczki. Umowne koszty windykacji którymi jest obciążany, mogą przysporzyć firmie pożyczkowej nawet większy zysk niż z samej pożyczki. Ot weźmy na przykład koszt wezwania do zapłaty i to nie od prawnika ale wprost z firmy pożyczkowej – pięćdziesiąt złotych za sztukę. Żyć nie umierać, tylko komu...
No, trudno, ktoś powie, takie prawo. Dlaczego jednak u licha, przez dobrych kilka lat kolejne ekipy rządowe nie poprawią tego mankamentu? Przecież wystarczy zmienić lub dołożyć jedno zdanie albo wyrażenie „maksymalne oprocentowanie rzeczywiste”. Gdybym był wyznawcą teorii spiskowej, to napisałbym że te wszystkie parabanki z ich kredytami bez BIK i chwilówkami SMS ( te drugie to rodem zza wschodniej granicy jak chodzi o zarząd firm…) mają mocne wpływy w kolejnych ekipach rządzących.