Po spotkaniu postanowiłem trochę zboczyć z trasy do Krakowa (wiadomo – Balice) i zobaczyć jak przebiega budowa autostrady A1 wiodącej właśnie z Pyrzowic na południe, moją uwagę jako dobry punkt obserwacyjny przykuł dość wysoki grzbiet na południe od portu lotniczego – jak się potem okazało znajdował się on właśnie w Myszkowicach.
Kiedy dojechałem na miejsce i wysiadłem z auta trzymając w ręce aparat zdecydowanie pożałowałem wycieczek w plener w garniturze bezpośrednio przed świętami Bożego Narodzenia, właściwy dla tej pory roku przenikliwy ziąb potęgował dość mocny wiatr na szczycie wzgórza niosący ze sobą szybko przelatujące płatki śniegu. Widok, który rozpościerał się z tego miejsca na południe na pierwszym planie przedstawiał koparkę dosłownie ryjącą w skalistym wzgórzu i kilka wozideł skandynawskiej marki wożących kamień do kruszarek i przesiewarek umieszczonych w wykopanej już części przejścia przez wzgórze. Stamtąd kruszywo wożone było na południe, gdzie powstawał nasyp drogi. Na południu majaczyły kominy Śląska. Kiedy wsiadłem z powrotem do samochodu moje palce dość długo dochodziły do 36.6, ale dla tych zdjęć i widoku warto było, zresztą i tak nie byłoby to przecież pierwsze odmrożenie…
Kolejna wizyta w Myszkowicach miała miejsce kilka miesięcy później, akurat w tym miejscu kończyła się moja trasa wzdłuż budowanej autostrady A1, którą rozpocząłem pewnego marcowego dnia w okolicach Gorzyczek. Ponownie wybrałem się na wzgórze, którego znaczna część zniknęła przez te kilka miesięcy w ciągle powstającym nasypie drogi. Śnieg nadal leżał w okolicy ale zimowe warunki niezbyt przeszkadzały w robotach.
Kiedy wracaliśmy z Wrocławia (spotkanie w sprawie postępów w realizacji inwestycji drogowych) w drugiej połowie lata również postanowiliśmy odwiedzić wspomniane wzgórze w Myszkowicach. Szczerze mówiąc długo nie było nam dane zachwycać się powstającą autostradą – pan ochroniarz bardzo poważnie traktował swoje obowiązki i szybko wróciliśmy do wnętrza samochodu. Tym razem 36,6 było osiągane z pomocą klimatyzacji.
Moja ostatnia wizyta na wzgórzu miała miejsce 4 września, akurat wracałem z Beskidów do Warszawy i kiedy znalazłem się na wysokości zjazdu na S1 postanowiłem nadłożyć te kilka kilometrów i znowu znaleźć się w Myszkowicach. Po panu z ochrony nie było już śladu, samochód zaparkowałem pod zakazem wjazdu na plac budowy i trzymając w ręku aparat zbliżyłem się do krawędzi wykopu i po prostu opadła mi szczęka… tam gdzie w grudniu 2009 koparka walczyła ze wzgórzem była prawie gotowa autostrada. Rezultat – kolejne kilka zdjęć i pełen podziw.