1 czerwca miał miejsce VI już finał programu You Can Dance. Ten amerykański program z odpowiednim szturmem wszedł nie tylko na światowe ekrany, ale również zrobił furorę w Polsce.

Data dodania: 2011-06-04

Wyświetleń: 501

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 4

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

4 Ocena

Licencja: Creative Commons

Stacja emitująca go nie poprzestał tylko na pierwszej edycji, ale decyduje się na jej kolejne odsłony.  Przynosi to wiele korzyści w różnych wymiarach. Zarówno stacji, jak i uczestnikom. Jak podkreśla juror, Agustin Egurola, tego typu programów potrzebuje przede wszystkim kwiat młodzieży polskiej. Zdecydowanie racja leży po jego stronie. Młodzi ludzie przez innowacyjne odkrycia technologiczne najchętniej nie wychodziliby z domów. Przez to drzemią nich pokłady nie spożytej energii, a program ten daje im ogromne szanse. Mogą w pewien sposób wyładować wszystkie zakumulowane napięcia, ale również pokazać lub nawet odkryć w sobie drugie oblicze.

Finał obecnej edycji wypadł w szczególny dzień – Dzień Dziecka. Tym razem najwspanialsza nagroda jaka jest wyjazd do szkoły tańca na Broadway oraz 100 tysięcy złotych przypadło uczestnikowi reprezentującemu męską część – Dominikowi Olechowskiemu. Po raz kolejny męski talent zatryumfował. O tytuł zwycięzcy oraz nagrodę główna rywalizował z Pauliną Przestrzelską. Finaliści od samego początku trwania tej edycji nie byli faworytami, a to że doszli, aż tak wysoko było ogromnym zaskoczeniem nie tylko dla nich samych, ale także dla surowych jurorów.

Ostatniemu odcinkowi, tak jak całej edycji towarzyszyła cała gama niespodzianek. Na scenie pojawił się praktycznie cały skład edycji, zabrakło jedynie Michała, które ze względu na kontuzje nie mógł zatańczyć. Tancerze pomimo, iż na scenie byli rywalami, to w życiu osobistym bardzo się zaprzyjaźnili.

Na estradzie finaliści wystąpili w różnych wariacjach choreograficznych. Wykonali zarówno tańce w duecie, jak i oczekiwane przez wszystkich solówki. Stały się one ich wizytówką - swoista kwintesencją tego jaki gatunek tańca wykonują oraz w pełni oddającą cały charakter ich osoby. Niespodziankom nie było końca. Zaskoczeniem dla widzów był moment kiedy Michał Piróg zamienił się w prowadzącego, a na scenie pojawiła się Patricia Kazadi. Zaśpiewała piosenkę ze swojego solowego albumu. Świetnie wykorzystała ten chwyt marketingowy na promocje nie tylko singla ale całej płyty. Na sam koniec zaprezentowała się uczestnicy z obecnej oraz II edycji programu wykonując pole dance. Pokazali, iż taniec na rurze wcale nie musi być, aż tak bardzo kontrowersyjny. Nie obeszło się bez łez. Zarówno tych szczęścia jak i wzruszenia. Zaprezentowano wiele filmów podsumowujących całą edycję. Pokazano na nich od kuchni z czym zmagali się tancerze; była radość, żal oraz ból zmęczonego pracą ciała. Jedno jest pewne, udział w tak prestiżowym programie wart jest wielu wyrzeczeń. Wszyscy z niecierpliwością czekają już na kolejną, VII edycję „szubidubi can dance”.

Po zakończeniu programu cała ekipa biorąca udział w przygotowaniach, jurorzy, uczestnicy oraz finaliści bawili się do białego rana w rytmie muzyki nie tylko dance. Nie zabrakło również gwiazd oraz wszechobecnych celebrytów, bez których żadna impreza nie mogła by się odbyć. Ach… każdy chciałby choć na chwilę znaleźć się w takim bajecznym świecie. Jednakże nic straconego. Ci, którzy lubią tańczyć mogą z powodzeniem wybrać się na wszelkie imprezy. Nie tylko możemy się pobawić na w klubach na Rynku Głównym, ale i dać się porwać pląsom  na popularnym Kazimierzu, który wabi również wiele światowych gwiazd oraz idoli.

Licencja: Creative Commons
4 Ocena