Uszkodzone i zniszczone parę tysięcy kilometrów dróg oraz prawie tysiąc mostów. Padły wały, prywatne budynki, ponad 21 tysięcy osób zostało poszkodowanych.
To obraz strat w Małopolscy po licznych podwoziach i osuwiskach z zeszłego roku. Najbardziej tragiczna jest jednak śmierć najbliższych nam osób, utrata życiowego dobytku, perspektywa spędzenia nocy pod gołym niebem, bo nie ma do czego wracać.
Woda i liczne osuwiska spowodowały tak wielkie szkody w gospodarstwach rolnych, uprawy zostały zniszczone lub uszkodzone przez osuwiska.
To najtragiczniejsza powódź od lat, która w swych skutkach przynosi plany naprawy wałów, umacniania brzegów, odbudowy śluz przeciwpowodziowych oraz przepompowni, a będzie kosztować miliardy złotych.
Ostatni rok jest najbardziej katastrofalnym dla Małopolski w ciągu ostatnich lat, to tragiczny obraz zalanych hektarów, a tu wszyscy zadają sobie pytanie czy powódź nas czegoś nauczyła. Czy składane przez lokalne i państwowe władze obietnice zostaną spełnione?
Tymbardziej zatrważa nas to, że w ciągu roku od powodzi odbudowano jedynie 25 % zniszczonej infrastruktury. Więc czego możemy oczekiwać w perspektywie przyszłości?
Pierwszą pomocą dla poszkodowanych przez żywioł były zasiłki dla powodzian w wysokości 100 milionów złotych. Budżet państwa nadal jednak nie jest w stanie sfinansować pomocy przy odbudowie zalanych terenów.
Jak na razie rząd dostarcza nam jedynie przemówień co ważniejszych polityków, licznie transmitowanych przez polskie media. Wszystkich chwalą, dziękują za pomoc, gratulują lokalnym władzom. Tylko kiedy miasta będą w końcu bezpieczne przed następnymi kataklizmami?