Myślę sobie czasem, że wszechświat (i nasz świat) niemal we wszystkich kwestiach stosują podobne zestawy zasad. Czasem zwiemy je fizyką, a czasem np. ekonomią. Ten artykuł jest żartobliwą próbą pokazania podobieństw, w tym, co na pozór skrajnie różne.

Data dodania: 2011-04-15

Wyświetleń: 1850

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Na początek jedno zdanie wyjaśnienia dla niewtajemniczonych. Analiza techniczna, to próba przewidywania zachowań rynku na podstawie wykresów. Wiem, że definicja może być znacznie bardziej złożona, ale dla potrzeb poniższego wywodu taka w zupełności wystarczy.

Chociaż jestem zwolennikiem wykorzystywania analizy technicznej w procesach decyzyjnych dotyczących zajęcia pozycji na rynku w danym momencie, to muszę przyznać, że ta metoda ma pewien zasadniczy brak. Otóż jakkolwiek przeszłość danego rynku opowiedziana przy jej pomocy jest przejrzysta, klarowna i oczywista, to do próby odgadnięcia przyszłości służy jedynie jako jedno z wielu narzędzi. Bo jeżeli okaże się, że nasze wnioski wyciągnięte w danej chwili były błędne, to nie oznacza to porażki metody, a jedynie porażkę naszego wnioskowania na jej podstawie. Podobnie jest zresztą w rachunku prawdopodobieństwa, gdy spróbujemy zastosować go do gier liczbowych. Bo nawet jeżeli okaże się, że dany układ liczb padał przez ostatni rok w odstępach dziesięciodniowych, to mogę Wam zagwarantować, że w momencie, w którym Wy zagracie na ten zestaw cyferek, to on akurat nie padnie. W związku z tym, podobnie jak niżej podpisany będziecie musieli nadal wykonywać swą pracę miast trwonić swe życie w jakimś pięknym, ciepłym i może nieco odludnym zakątku świata na przyjemności, które filozofowie zmuszeni byliby uznać za czysto hedonistyczne.

Zmierzam do tego, że pewne zbiory reguł są tylko teoriami i chociaż mogą spełniać doskonale zadanie teorii z pozytywistycznego punktu widzenia, to gdy przyjrzymy im się bliżej są tylko bardzo wyrafinowaną metodą zapisu historycznego.

Tu pozwolę sobie na wtrącenie opisujące fragment mojej przeszłości. Skończyłem studia prawnicze. Nigdy jednak w zawodzie nie pracowałem. Wybrałem inną drogę. Już na czwartym roku wiedziałem, że ten kierunek był pomyłką. Jednak, wykazując się uporem niespotykanym w innym czasie mojego życia, ukończyłem te studia z nienajgorszym nawet wynikiem. Czy zatem ten czas uważam za zmarnowany? Na pewno nie. Bo choć nie robiłem w tym czasie rzeczy bardziej mnie pociągających, to jednak wyniosłem stamtąd jedno ważne dla mnie zdanie (no..., może trzy zdania), a to czasem więcej nawet niż dyplom, który jak wspomniałem również posiadam. Ale wracając do owego zdania... Usłyszałem je na seminarium magisterskim. Gdy ktoś zabrnął, w swoim własnym mniemaniu, zbyt daleko w interpretacji czegoś i próbował rakiem wycofać się jakoś z tych przemyśleń, mój promotor mawiał: „Proszę mówić dalej, może to właśnie Pan/Pani ma rację, a ja się mylę. Przecież Pana/Pani mózg nie różni się niczym od mojego. Może nawet wasze są lepsze, chociażby dlatego, że młodsze. Różnimy się tak naprawdę tylko tym, że ja znam więcej fachowych słów.” Myślę że to ważne i piękne sformułowanie. Wspominam jednak o tym po to, by usprawiedliwić swą ignorancję w sprawach, z którymi czasem się mierzę. Bo choć miewam świadomość swoich ograniczeń wynikających z braku fachowej wiedzy, to miewam też czasem odwagę i chęć, by o czymś powiedzieć.

Tak więc mniej-więcej płynnie wracam do głównego nurtu mych przemyśleń.

Weźmy na początek coś co nazywa się „zasadą antropiczną”. Jest to pewna idea uzasadniająca wygląd, kształt i działanie wszechświata. Otóż mówi ona, że wszechświat, który dostrzegamy jest właśnie taki, bo gdyby był choć odrobinę inny, to nie było by w nim istot mogących pochylić się nad tym problemem. Piękne? Piękne! Tylko, że jak zastanowicie się nad ty głębiej, to nic nie wnosi to stwierdzenie. To już bardziej filozofia, niż fizyka, z której wszak ta zasada pochodzi. Jest to niezwykle podobne do analizy technicznej w kontekście opisywania przeszłości. Pozwala nam (zasada antropiczna) spoglądać w głąb (czyli jednocześnie w przeszłość wszechświata), opisywać go i kłaniać się nisko naturze za to, że tak tym właśnie pokierowała. Jednakże nie wyjaśnia nam ona, co będzie jutro. Czy nadal będzie ktoś kto potrafi nad takimi problemami rozmyślać. Dobrze, może „jutro”, to zbyt krótka skala czasowa, ale wiecie przecież o co mi chodzi.

Tak więc równie dobrze możemy badać rynki finansowe korzystając z tejże zasady. Bo możemy przecież przyjąć, że gdyby te rynki wyglądały nieco inaczej, to nie potrzebowalibyśmy analizy technicznej do ich opisu, bo (może) wszyscy bylibyśmy zamożnymi inwestorami. Niemożliwe? Nie! Jedynie wysoce nieprawdopodobne.

Istnieje wszak wywodząca się od  niejakiego Pana Richarda Philippsa Feynmana tzw. „suma po teoriach”, która lubią wykorzystywać fizycy teoretyczni. Polega to mniej więcej na tym, że spośród wszelkich możliwych ciągów zdarzeń odrzucamy te najmniej prawdopodobne i zostaje nam wynik będący nieco bardziej prawdopodobny od tych, które odrzuciliśmy. Tak więc korzystając z analizy technicznej odrzucamy hipotezy, z którymi się jakoś mniej zgadzamy i zajmujemy miejsce na rynku, zgodnie z wnioskiem, który wysnuliśmy. I wtedy też często okazuje się, że... Ups! Pomyłka!

Więc może również nasza historia, jako istot rozumnych powstałych w wyniku tego, że miało miejsce jakieś zdarzenie w pierwszej sekundzie życia wszechświata jest błędna? Może... Nie mniej jednak (w pozytywistycznym rozumieniu) świetnie opisuje naszą rzeczywistość. No może z lekkim wskazaniem na przeszłość...

I tak też analiza techniczna świetnie opisuje rzeczywistość rynkową. No może z lekkim wskazaniem na przeszłość...

Licencja: Creative Commons
0 Ocena