Półkownik Stauffenberg leciał do Berlina myśląc, że zamach się powiódł, a jego współpracownicy podjęli dalsze czynności. O tym, co czekało go na miejscu czytaj w 7 odcinku "Wilczej jamy".

Data dodania: 2011-04-13

Wyświetleń: 1778

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Trzy godziny lotu wyłączyły całkowicie pułkownika Stauffenberga z czynnej działalności. Natychmiast po wylądowaniu w Berlinie udaje się do budynku sztabu generalnego na Bendlerstrasse, gdzie ze zdziwieniem stwierdza, że praktycznie nie podjęto jeszcze żadnych kroków. Nie opanowano środków masowego przekazu, co uniemożliwiało nadanie proklamacji nowego rządu. Nie zniszczono w Gierłoży węzła łączności, co odcięłoby kwaterę od kontaktu z całym krajem i uniemożliwiło kierowanie kontrakcją. Nie wydano w odpowiednim czasie rozkazu „Walkiria”, co pozbawiło spiskowców realnej siły wojskowej. Podjęte pod naciskiem Stauffenberga kroki nie mogły już niczego uratować. Jedyna siła – to batalion mjr Remera po próbie aresztowanie Goebelsa, kiedy umożliwiono majorowi rozmowę z Hitlerem, pierwszy przystąpił do likwidacji spisku. Wkrótce do kontrataku ruszył Himmler.

            Generał Fromm, dowódca wojsk zapasowych, w którego sztabie wykluł się spisek, na pospiesznie zwołanym sądzie polowym skazał na śmierć Stauffenberga i kilku jego najbliższych towarzyszy i w tym samym dniu wieczorem na dziedzińcu ministerstwa wojny, w świetle reflektorów samochodowych zostają rozstrzelani. Ta pospieszna egzekucja obciąży później Fromma.

            Wielu spośród czołowych spiskowców odbierze sobie życie. Wielu zostanie zesłanych do obozów koncentracyjnych lub skrytobójczo zamordowanych. Część, z feldmarszałkiem Erwinem von Witzlebenem na czele stanie przed parodią sądu – „trybunałem ludowym”.

            „Garstka głupich i nikczemnych oficerów postanowiła mnie zabić. Rozprawimy się z nimi tak, jak winni to czynić narodowi socjaliści” – powiedział Hitler.

            Ludziom tym zgotowano kaźń w jednej z podberlińskich rzeźni, gdzie wieszano ich na hakach rzeźniczych. Nie oszczędzano również rodzin spiskowców. Ogółem stracono około 5 tysięcy osób. Proces i egzekucje filmowano i film ten pokazywano kilkukrotnie grupie wyższych oficerów. Jednak reakcje widzów były tak spontanicznie negatywne, że zaniechano jego wyświetlania.

            Po zamachu jeszcze jedynie 4 miesiące kwatera w Gierłoży pełniła swoją funkcję. 20 listopada 1944 Hitler decyduje się na opuszczenie Wolschanze. Spowodowane jest to faktem, że 22 października wojska radzieckie po przełamaniu wschodniopruskiej pozycji obronnej zajęły Gołdap i znalazły się około 70 km od Gierłoża. Po opuszczeniu kwatery przez Hitlera przyjęła ona sztab 4 armii gen. Hossbacha, aż w końcu pozostała tu jedynie grupa saperów przygotowująca obiekt do wysadzenia.

W dniu 24 stycznia 1945 potężne eksplozje wstrząsnęły gierłoskim lasem. Wielometrowe betonowe kolosy kruszyły się na kawałki, łamały dorodne świerki, dęby i sosny. W okolicznych wsiach dzwoniły szyby. Wolfschanze przestała istnieć. Obiekt, w którym przez przeszło trzy lata zbiegały się nici hitlerowskiej machiny wojennej stał się jednym wielkim rumowiskiem.

27 stycznia 1945 roku wkroczyły tu wojska 31 Armii radzieckiej. Pierwsze prace przy rozminowywaniu kwatery podjęli właśnie saperzy radzieccy. Rozminowano głównie arterie komunikacyjne, lecz pierścień pola minowego otaczającego las pozostał nietknięty. Już wówczas stwierdzono, że obiekt będzie wyjątkowo trudny do rozminowania. Pierwszoplanowym zadaniem dla wojsk inżynieryjnych było zabezpieczenie robotników odbudowujących miasta, zakłady przemysłowe, porty itp. Las musiał poczekać. W latach 1947 – 1948 teren wizytowali eksperci wojsk saperskich w celu ustalenia ewentualnego istnienia części podziemnej. Prace te dały wynik negatywny. Dokonano także wstępnego rozeznania pól minowych, trafiając na znaczne trudności terenowe i techniczne.

Dopiero rok 1952 miał przynieść „szturm” saperski na byłą twierdzę hitlerowską. (c.d.n.)

Licencja: Creative Commons
0 Ocena