Pamięć ludzka jest niestety bardzo zawodna. Możemy mozolnie próbować odtworzyć trasę wycieczki, szukając na dnie plecaka wymiętoszonych biletów sprzed kilku lat, albo pytać towarzyszy podróży. Możemy też spróbować zapobiec na przyszłość podobnym sytuacjom, pomagając sobie zdobyczami najnowszej technologii.
Geotagowanie – to słowo to odpowiedź na nasze problemy. Termin ten – w skrócie – oznacza łączenie informacji o położeniu danego punktu z innymi dotyczącymi go danymi. W przypadku fotografii oznacza to po prostu dokładną lokalizację miejsca wykonania zrobionych podczas przebytej trasy zdjęć. Jest to możliwe dzięki zastosowaniu technologii GPS.
Niektóre aparaty fotograficzne mają wbudowany GPS, jednak jest to sprzęt dla zaawansowanych, kosztujący nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. O wiele prostsze – i tańsze – jest zastosowanie zewnętrznego rejestratora trasy (ceny takich urządzeń zaczynają się od ok. 250 zł). Samo zastosowanie urządzenia jest banalnie proste. Przed rozpoczęciem wędrówki należy tylko włączyć urządzenie, umieścić je gdzieś na wierzchu (np. umocowane do plecaka, na „smyczy” na szyi) i oddać się pasji fotografowania. Po powrocie do domu wystarczy zgrać trasę z urządzenia oraz zdjęcia na twardy dysk komputera, a dzięki dołączonemu oprogramowaniu wystarczą dwa kliknięcia aby połączyć zdjęcie z miejscem jego wykonania. Końcowy efekt to zdjęcia wyświetlone na mapie, np. Google Map.
Warto wspomnieć, że rejestratory trasy, oprócz łączenia zdjęć z miejscem ich wykonania, mają jeszcze kilka innych, przydatnych funkcji. Zapisują przebieg i długość trasy, wysokość nad poziomem morza oraz położenie. Dzięki temu, kupując jedno urządzenie, otrzymujemy nie tylko wsparcie dla naszego aparatu, ale też sprzęt przydatny każdemu wędrowcowi.