Polska Rzeczpospolia Ludowa, przełom lat 70. i 80. Edward Środoń jest oskarżony o morderstwo małżeństwa Dziabasów. Zostaje przywieziony na miejsce zbrodni przez milicję, celem zrobienia wizji lokalnej. Oskarżony opowiada swoją historię.
Edwardowi Środoniowi nie poszczęściło się w życiu. Miał dobrą pracę w PGRze, żonę, stabilizację. Żona zmarła nagle na wylew, Środoń się rozpił, stracił pracę. Postanawia zacząć nowe życie. Dostaje stanowisko w PGRze w innej miejscowości, pakuje swoje rzeczy (nie ma tego dużo) i rusza w drogę. Tuż przed dotarciem do celu, autobus się psuje, Środoń postanawia ruszyć na piechotę. Zastaje go noc i ulewa, dobija się do pierwszej lepszej chałupy - zostaje ugoszczony przez małżeństwo Dziabasów. Rozkręca się impreza - nocny gość i pan domu staropolskim obyczajem rozpijają flaszkę za flaszką. W pijanym widzie oboje wymyślają świetny interes - pędzenie bimbru i sprzedaż pobliskiej jednostce sowieckiej armii. Dziabas potrzebuje pieniędzy na poloneza dla syna - liczy, że w ten sposób zatrzyma go na gospodarce, Środoń chciałby się dobrze urządzić w nowym życiu. Dogadani co do wspólnych działań, rozchodzą się do łóżek. Środoń kładzie się spać, od tej pory nic już nie jest tak jak powinno...
Akcja filmu dzieje się na początku lat 80., w czasie prowadzenia śledztwa, czasami wraca o 4 lata do feralnej nocy, kiedy wydarzyła się tragedia. W czasie śledztwa widzimy głównie wewnętrzne rozgrywki milicjantów, i miejscowych notabli którzy mniej interesują się śledztwem, a bardziej ratowaniem własnej skóry - każdy ma za uszami jakąś aferę lub co najmniej aferkę. Jedna z milicjantek jest w ciąży, nie do końca wiadomo z kim, milicjantowi grozi wyrzucenie za obrazę Związku Radzieckiego, w tle przewijają się malwersacje finansowe, bardzo możliwe, że powiązane z nimi jest także pewne morderstwo.
Kiedy akcja się cofa w czasie, także nic do końca nie jest jasne, sytuacja zmienia się bardzo szybko, ktoś kto był miły, za chwilę może wbić nóż w plecy. Atmosfera filmu jest taka jak pewnie większości Polaków kojarzy się początek lat 80., czas stanu wojennego - szaro, buro, biednie. Dookoła leje się wódka, nikt nie ma nadziei na to, że cokolwiek zmieni się na lepsze. Nędza i smród buchają z ekranu prosto w nozdrza, czasami ma się ochotę zwymiotować. Można ten film lubić lub nie, na pewno wywołuje emocje. Reżyser filmu - Wojciech Smarzowski - ma na swoim koncie bardzo udany film
Wesele (z praktycznie tą samą obsadą nawiasem mówiąc). Na życie musi jednak zarabiać kręcąc kolejne odcinki serialu ‘Na wspólnej'. Jak przyznał w jednym z wywiadów robi to tylko po to, żeby mieć z czego żyć i żeby móc raz na kilka lat nakręcić jeden film fabularny. Mam nadzieję, że po sukcesie Wesela i Domu Złego, na następny film Smarzowskiego nie będziemy musieli tak długo czekać. Kapitalne kino dużego formatu!