Wczorajszy mecz Francja - Meksyk zakończony porażką reprezentacji Trójkolorowych 0:2 jest opisywany przez media we Francji oraz na całym świecie jako niespodzianka, lecz nie jest to taka sensacja jak przegrana Hiszpanów ze Szwajcarami. Po pierwsze reprezentacja Meksyku ma w swoim zespole wielu młodych wilków żądnych sukcesów podpieranych przez tak doświadczonych graczy jak Cuauhtemoc Blanco (strzelił wczoraj jedną bramkę), a po drugie już przed Mistrzostwami Świata wiadome było, że w reprezentacji Francji nie dzieje się najlepiej. To, że nie dzieje się najlepiej to i tak spore niedomówienie i właściwie nie wiadomo od czego rozpocząć opisywanie rozpadu zespołu obecnych wicemistrzów świata.
Za wcielone zło uznawany jest trener trójkolorowych Raymond Domenech, który wsławił się m. in. Tym, że skład powołuje wspierając się astrologią. Zatrudniony w 2004 roku francuski szkoleniowiec, który przez wiele lat prowadził młodzieżowe reprezentacje Francji od początku nie cieszył się szczególnym poparciem mediów i kibiców. Krytyka dotyczyła szczególnie topornego stylu gry, który towarzyszy Francuzom od początku jego rządów nad Sekwaną. Znana wcześniej z bardzo widowiskowej i dynamicznej gry Francja stała się zespołem nudziarzy niezdolnych do przeprowadzenia akcji wywołującej szał uwielbienia wśród kibiców. Ich mecze stały się tak mało atrakcyjne, że kibice przestali praktycznie dopingować piłkarzy podczas meczów reprezentacji, na co ci ostatni mocno się uskarżali w mediach.
Już przed MŚ w 2006 prasa żądała zmiany szkoleniowca przed turniejem, aby zapobiec wieszczonemu blamażowi. Domenech znany ze swojego uporu przetrwał jednak burzę i doprowadził Francuzów, którzy wystawili najstarsza kadrę wśród wszystkich reprezentacji, do wicemistrzostwa świata co wydawało się niemożliwym.
Ten sukces zapewnił spokój Domenechowi do EURO 2008, w którym Francuzi zaprezentowali się katastrofalnie nie wychodząc z grupy i zdobywając ledwie 1 pkt !
Wydawało się, że to koniec Domenecha, ale federacja piłkarska z nieznanych do końca powodów postanowiła dać mu szansę na poprowadzenie zespół aż do turnieju w RPA. Kwalifikacje były dla graczy znad Sekwany drogą przez mękę zakończoną słynną ręką Henry'ego w barażach z Irlandią.
Teraz, po dwóch meczach na turnieju w RPA, gdzie Francuzi zdobyli ledwo 1 pkt i ani jednego gola media we Francji wieszczą powtórkę z Austrii i Szwajcarii. Prawda jest jednak taka, że reprezentacja Francji jest jeszcze bardziej zniszczona niż 2 lata temu. Ciężko ten zlepek nazwać drużyną, bo konflikty wewnętrzne podzieliły piłkarzy na różne frakcje. Popierającą trenera (w mniejszości), obrażonych na trenera, obrażonych na kolegów z drużyny, obrażonych na wuwuzele, obrażonych na Jabulani, czy w końcu obrażonych dla samej zasady...
To, co zostało z wielkiej drużyny z przełomu wieków to popiół i zgliszcza. Ciężko ogląda się resztkę wielkich bohaterów z MŚ 1998 takich jak Thierry Henry, którzy zdają się nie wiedzieć, ani nie rozumieć tego, co się tak naprawdę stało z ich legendą. Najgorsze jest jednak to, że nikt tego w tym momencie nie wie. Najłatwiej jest obwinić o wszystko selekcjonera, jednak 23 piłkarzy o umiejętnościach klasy światowej, występujących w czołowych klubach swoich lig powinno nawet bez niego więcej zaprezentować.
Czy z pomocą Laurenta Blanca (po turnieju w Afryce obejmie reprezentacje Francji) Trójkolorowi odrodzą się jak feniks z popiołu ?
Mimo wszystko warto w to wierzyć. A wierzę w to na pewno ja, dalej żyjący pamięcią Wielkich Mistrzów z 1998 roku.