Przez lata praktyki lekarskiej starałam się wytłumaczyć pacjentom mechanizmy kreowania choroby i możliwości, jakie potencjalnie tkwią w każdym z nas w kwestii zapobiegania rozwojowi patologii. Liczne seminaria i zajęcia warsztatowe prowadzone przez moją firmę ukierunkowane były i są na bardzo szeroko pojętą profilaktykę antychorobową. Obserwując ludzkie postawy nie sposób nie dojść do przekonania, że cierpienie jest jednym z najskuteczniejszych „narzędzi” wymuszających zainteresowanie własną osobą. Nierzadko prowadzi do powolnego procesu kształtowania nowej, bardziej troskliwej dla siebie samego osobowości lub wręcz do burzliwego rozwoju własnego.
Niestety mechanizm ten jest wielką rzadkością u ludzi, którzy wzrastali w "morzu cierpienia" - np. chorób, głodu itp. W moim artykule o bezradności wyuczonej opisuję doświadczenia Seligmana ( psy biorące udział w traumatycznych eksperymentach, nie szukały możliwości opuszczenia pomieszczenia, gdzie doznawały bólu pod wpływem rażenia prądem). Przewlekle chorzy ludzie zachowują się podobnie. Rzadko, kiedy są otwarci na wiedzę o własnych możliwościach walki z chorobą, a wręcz wybiórczo rozpoczynają konsekwentną pracę ze sobą w oparciu o holistyczne podejście do uzdrawiania. Oczekują raczej na ulgę, którą przyniosą inni lub cud szybkiego samoistnego rozwiązania ich problemu. Nie chcą rozumieć, że choroba jest szansą na zmianę postawy życiowej i może prowadzić do uzdrowienia wielu aspektów ich życia. Myślę, że podstawowym problemem jest tutaj brak wiedzy dotyczącej podstawowych mechanizmów funkcjonowania człowieka, która dla najwyższego dobra ogółu powinna być szeroko propagowana przez posiadających na ten temat wiedzę ludzi i otwarte na dobro człowieka media.
Ile cierpienia potrzeba, byśmy zrozumieli, że nasze życiowe doświadczenie, również to pełne bólu kreujemy sami i otworzyli się na wiedzę o możliwościach zmiany ciągu przyczyn i skutków ?
Na to pytanie odpowiedzmy sobie sami.
Pozdrawiam
Teresa Maria Zalewska