Tuż przed Bożym Narodzeniem pewna kobieta przyszła do prawniczki zatrudnionej w opiece społecznej, prosząc o pomoc. Podczas omawiania swych problemów uskarżała się ona na to, iż jest tak uboga, że nie będzie mogła dać swym dzieciom żadnych prezentów świątecznych. Można było oczekiwać, że prawniczka, która była młodą matką, będzie współczuć losowi tej kobiety. Zamiast tego zaczęła ona w pewnym momencie wymyślać tej kobiecie, wykrzykując: "Więc idź, obrabuj kogoś, jeśli chcesz mieć prezenty dla swych dzieciaków! I nie wracaj do mnie, dopóki nie zostaniesz złapana i nie będziesz potrzebować obrony w sądzie"!
Później myśląc o tym incydencie, prawniczka uświadomiła sobie, że "wypaliła się".
Christina Maslach University of California, Berkeley
Czy nasza powszednia rzeczywistość nie obfituje w podobne wydarzenia?
Choć opisana sytuacja jest mi znana z obserwacji, o jej realnym dramacie przekonują nas trudne doświadczenia z własnego życia.
Przed kilkoma laty mój wówczas 15-letni syn doznał poważnego urazu brzucha, który po terapii szpitalnej zakończył długim zwolnieniem z zajęć szkolnych. Ze względu na poważne braki w realizacji programu szkolnego, koniecznością się stało umożliwienie dziecku nauczania w warunkach domowych.
I tu zaczęła się prawdziwa karuzela.
Oczekiwanie na wizyty w oficjalnych placówkach leczniczych, a następnie w Poradni Psychologiczno - Pedagogicznej trwały około 2 miesiące, a ze względu na obwarowania postawione przez szefową Poradni (psychologa z wykształcenia) zanosiło się na bliżej nieokreślone wydłużenie czasu rozpatrywania wniosku. Zmniejszało to szanse na uzyskanie promocji do następnej klasy. Brak zrozumienia dla realnych potrzeb dziecka, odrobiny empatycznego zainteresowania optymalnym rozwiązaniem problemu dominował nad całością tej dramatycznej również wówczas ze względów osobistych dla mnie walki.
Na szczęście dla nas dotarłam do Poradni bardziej przyjaźnie nastawionej do dzieci, a władze gminy pozytywnie i dość szybko rozpatrzyły wniosek. Wysiłek dziecka i grupy nauczycieli zakończył się promocją do następnej klasy.
Brak wyobraźni, bezduszność, czy „zespół wypalenia” u rejonowego decydenta?
Jak zwał to, tak zwał, ale z dobrem młodego człowieka, wybory ludzi decydujących o jego dalszym nauczaniu, nazywających siebie psychologami, w moim przekonaniu, nie miały nic wspólnego.
Myślę, że wielu ludzi wykonujących podobne prace i jednocześnie dotkniętych tym problemem, zupełnie nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji, które wynikają nie tylko dla nich osobiście, ale również dla ich potencjalnych „podopiecznych".
Z psychologii wiadomym jest, że ciągle powtarzające się „negatywne pobudzenie emocjonalne” może działać niezwykle destrukcyjnie i po pewnym czasie odbierać zdolność do wykonywania określonych zawodów. Istnieje wiele technik emocjonalnego dystansowania chroniących przed silnie odczuwanymi emocjami. Należą do nich semantyka dystansowania się, intelektualizacja, izolowanie sytuacji czy wycofywanie się.
Jednakże w bardzo wielu przypadkach techniki te zawodzą i dochodzi do „zespołu wypalenia".
Jakie grupy zawodowe są najbardziej narażone na to zjawisko?
Według badań prowadzonych przez zespół Christiny Maslach w USA do najbardziej narażonych należą:
Ą pielęgniarki psychiatryczne
Ą pracownicy opieki nad dziećmi,
Ą pracownicy opieki społecznej
Ą prawnicy udzielający porad ubogim
Ą psychologowie kliniczni
Ą lekarze
Ą i personel więzienny.
Kiedy wypalenie się jest bardziej prawdopodobne?
Według prowadzonych przez Christinę badań wynika, iż decyduje o tym tylko umiejętność poszczególnych osób radzenia sobie ze stresem w pracy.
Czy istnieją jakieś metody zapobiegające "zespołowi wypalenia", z których można byłoby korzystać na co dzień?
Z moich własnych doświadczeń, a także z obserwacji uczestników zajęć warsztatowych prowadzonych przez moją firmę Centrum OBK "Vega", mogę polecić wiele form arteterapii, dzięki którym można osiągnąć stan wewnętrznego spokoju zapewniający poszukiwany poprzez wielu badaczy zjawiska dystans do otaczającej rzeczywistości.
Ten stan "wewnętrznej ciszy", o którym piszę, nie pozbawia człowieka wrażliwości na problemy potrzebujących, ale umożliwia ludziom pracującym w szczególnych warunkach podejmować decyzje umożliwiające pacjentom, czy klientom, dokonać bardziej właściwych wyborów dla siebie samych.
Nie obwiniajmy siebie za to, że jesteśmy „źli", czy „brutalni", jeśli podobny problem („zespół wypalenia") stanie się częścią naszej kreacji.
Spróbujmy raczej „zainwestować w siebie" i zmienić optykę widzenia rzeczywistości dzięki realnym i znanym od tysiącleci metodom.
Pozdrawiam
Teresa Maria Zalewska