Gdyby kilka lat temu, ktoś powiedział mi, że swojego męża poznam przez internet - roześmiałabym mu się w twarz.
Taka forma poznawania ludzi, a zwłaszcza mężczyzn wydawała mi się, po pierwsze- niebezpieczna, a po drugie wg. mnie była przejawem skrajnej desperacji.

Data dodania: 2010-03-24

Wyświetleń: 1925

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Gdyby kilka lat temu, ktoś powiedział mi, że swojego męża poznam przez internet - roześmiałabym mu się w twarz.
Taka forma poznawania ludzi, a zwłaszcza mężczyzn wydawała mi się, po pierwsze- niebezpieczna, a po drugie wg. mnie była przejawem skrajnej desperacji. Wiedziałam też, że moich przekonań nie zmieni nawet pogłębiające się poczucie osamotnienia i potrzeba wejścia w dojrzały związek.
Nie miałam złudzeń- zegar biologiczny tykał, a ja, zajęta karierą zawodową nie maiłam zwyczajnie czasu na "poznanie kogoś" w realnym świecie. Zawsze byłam , a raczej starałam się być profesjonalistką w swojej dziedzinie, zatem wszelkie romanse w pracy absolutnie nie wchodziły w grę!
Tak samo biznes spotkania, lunche, konferencje- to nie były miejsca do poznawania partnera.
Mówiłam sobie stanowcze "Nie!" kiedy tylko mój wzrok napotkał interesującego mężczyznę. Łączenie życia zawodowego z prywatnym było dla mnie żałosne.!. Do tej pory jestem atrakcyjną babką i ze znalezieniem partnera raczej nigdy nie maiłam problemów.
To ja za dużo wymagałam. Zarówno od siebie jak i od innych. Ponieważ jestem indywidualistką i osobą raczej bezkompromisową - ciężko było mi dzielić życie z kimś, co w związku jest przecież podstawą.
Pewnego razu jednak, przygotowując ofertę handlową dla pewnego klienta, natknęłam się na portal randkowy. Ciekawość zwyciężyła moje przekonania do tego typu serwisów i zaczęłam przeglądać ogłoszenia mężczyzn liczących na szybki seks bez zobowiązań, sponsorów poszukujących kochanek lub zwyczajnych samotnych facetów.
Przyznam się, że sama umieściłam tam ogłoszenie i dopisałam na kilka- takie doświadczenie, eksperyment, tłumaczyłam się sama przed sobą. Jak było na prawdę- nie trudno zgadnąć.
Na moją ofertę odpowiedziało zaskakująco dużo mężczyzn. Byłam zszokowana i zaskoczona efektem, a jednocześnie bardzo mnie to cieszyło. Oczywiście tylko wiadomości od niektórych chłopaków przypadły mi do gustu. Rozpoczęłam ostrą selekcję "To ciągle eksperyment" - starałam się przekonać sama siebie.
Przez kilka dni korespondowałam z pięcioma chłopakami, aż powoli zaczęli się wykruszać, albo ja sama rezygnowałam , nie widząc sensu kontynuowania znajomości.
Pod koniec tygodnia został tylko jeden kandydat - Marcin. Starałam się nie obiecywać sobie zbyt wiele po tej znajomości, ale facet najzwyczajniej w świecie zaczynał mnie fascynować. Zauważyłam, że z niecierpliwością oczekuję na jego maile,.
Po jakimś, dość krótkim czasie zgodziłam się z nim spotkać. Gdy go zobaczyłam, ugięły się pode mną nogi.
Rozmawiając po randce z koleżanka, byłam w stanie wykrztusić tylko jedno zdanie- "Ale ciacho! A najlepsze jest to, że że to ciacho ma coś do powiedzenia!"
Od półtora roku jesteśmy małżeństwem , a Marcin nie przestaje mnie fascynować.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena