Przez lata ekscytował nas swoimi walkami, bijąc rekordy i stając się dla nas legendą boksu. Ale czy po za Niemacami, w barwach ktorych walczył przez wiele lat i Polską jest uznawany za wielkiego czempiona?

Data dodania: 2010-02-26

Wyświetleń: 2880

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 4

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

4 Ocena

Licencja: Creative Commons

To pytanie zadaje sobie wielu kibiców boksu. Dla przeciętnie interesującego się boksem kibica Dariusz Michalczewski na pewno był wielkim mistrzem, a wręcz królem kategorii półciężkiej owego czasu. Przecież w końcu tytułu mistrza świata bronił 23-krotnie, więcej obron na koncie miał jedynie legendarny Joe Louis (25). Także sam tytuł mistrza świata dzierżył przez 9 lat i był blisko wyrównania rekordu Rocky Marciano (49 walk bez porażki). Był mistrzem trzech organizacji bokserskich, a po drodze zdobył mistrzostwo w kategorii junior ciężkiej. Statystyki mówią same za siebie i można uznać, że Dariusz Michalczewski „królował” w wadze półciężkiej. W zasadzie tak było i trzeba mu oddać za to chwałę, bo to nie lada wyczyn. Ale też trzeba pamiętać, że Michalczewski po zdobyciu pasów WBA, WBO i IBF, postanowił bronić jedynie pasa WBO, czyli tego najmniej prestiżowego. Kiedy „ Tygrys” zdobywał i unifikował pasy pokonując Graciano Rocchigiani’ego i Virgila Hilla, czyli najlepszych bokserów kategorii półciężkiej był prawdziwym królem tej wagi. Wtedy był w najwyższej formie i mógłby pokonać każdego…być może nawet Roya Jonesa jr. Ale Michalczewski wybrał bardziej bezpieczna opcję na swoja karierę. Postanowił walczyć jedynie w Niemczech broniąc jedynie pasa WBO. Na „swoim”  terenie był niemal niezagrożony. Za oceanem był mało znany kibicom boksu, jedynie przez znawców i dziennikarzy był doceniany. Od pojedynku z Virgilem Hillem Dariusz Michalczewski nie walczył w żadnej unifikacyjnej walce. Po części to wina jego promotorów, gdyż zarabiali na nim kupę kasy, a ewentualna porażka z bardzo groźnym rywalem mogłaby by to zmienić. Ale oczywiście Michalczewskiego nikt nie przywiązywał i zawsze mógł zrobić coś innego. Od lat mówiono o konfrontacji z Royem Jonesem jr., który rządził za oceanem, ale do tej walki nigdy nie doszło. Dlaczego? Z całą pewnością  Roy Jones jr. nie chciał wybierać się na obcy teren i narażać swoich trzech bardziej prestiżowych pasów dla jednego. A Michalczewskiemu też nie kwapiło się jechać za ocean, szczególnie, że z powodu mało znanej jego sylwetki w USA, za walkę dostałby dużo mniej od Amerykanina. Uważam, że górę wziął rozsądek no oczywiście pieniądze. Szkoda, że „Tygrys” nie pokusił się na wyjazd po za ocean i stoczenie tam 2, 3 walk które by go wypromowały. Wówczas wszyscy by chcieli tej walki po miedzy nim a Jonesem, a i promotorzy zapewne by się dogadali w kwestiach finansowych. No ale się tak nie stało, a szkoda bo w bardzo dobrej formie Polak naprawdę mógłby pokonać Roya Jonesa jr., a wtedy pytanie czy Dariusz Michalczewski jest jednym z największych czempionów wagi półciężkiej było by zbędne. Nie znaczy to, że Polak w obronie pasa walczył z samymi „kelnerami”. Późniejsze pokonanie choćby Montella Griffina i dwie mordercze walki z Richardem Hallem, dają nam obraz, że Michalczewski z całą pewnością nie był „kreowanym mistrzem” tylko faktycznym. Jego lewy prosty siał grozę wśród rywali i był uznany za jeden z najlepiej lewych prostych w historii tej kategorii wagowej. W tej wielkiej karierze Michalczewskiego brakuje mi jednak kropki nad „i”. Odnoszę wrażenie, że osiągnąwszy pewien wysoki poziom w swojej karierze, nie zależało mu na osiągnięciu jeszcze większego, tak jak to czynili najwięksi czempioni w boksie.

Licencja: Creative Commons
4 Ocena