Antystresowy to wynalazek. Naleśniki na słodko. Bo... cukier w nich - a ten zawsze humor poprawia. Bo ich przygotowanie - wylewanie, krążenie, przewracanie - to czynność lekko monotonna, wyciszająca (chociaż można do niej wprowadzić element ryzyka - podrzucanie). Bo są złociste, chrupkie i wesołe.

Data dodania: 2007-07-09

Wyświetleń: 11324

Przedrukowań: 1

Głosy dodatnie: 2

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

2 Ocena

Licencja: Creative Commons

Bo smakują wybornie w dobrym towarzystwie. Bo to są najlepsze naleśniki. Na słodko!

Robienie naleśników, wymagające uwagi i koncentracji, doskonale wycisza i uspokaja. Wylewanie ciasta na patelnię, krążenie nią, przewracanie (a może podrzucanie! - to dla tych, co nie mogą się obejść bez odrobiny ryzyka nawet w kuchni) to czynności mające w sobie coś z mantry (ale trzeba mieć na nie sprawdzone przepisy. Wystarczy usmażyć kilkanaście naleśników, by stres dnia codziennego odszedł w niebyt. A to przecież to dopiero początek kuracji naleśnikowej. Bo przecież jeszcze sos i nadzienie. A to przecież jeszcze nie koniec. To dopiero początek. Przed nami punkt główny terapii - czyli pałaszowanie!

Naleśniki to rzecz uniwersalna. Można je tylko cukrem posypać (któż nie pamięta, kiedy dzięcięciem będąc nimi się zajadał?), dżemem posmarować i zwinąć w rulonik, sokiem pomarańczowym skropić, bitą śmietaną obłożyć, polać kremem czekoladowym i pałaszować, pałaszować, nie pamiętając o kaloriach (swoją drogą, ktoś widział na oczy kalorię???, może to tylko wymysł niejadków...). Można też je nadziać jabłkami prażonymi, twarożkiem z wanilią, bakaliami wymieszanymi z orzechami, świeżymi owocami, tudzież inną słodką zawartością. Każdy ma na nadzienie własne, ulubione przepisy.

Zacznijmy więc od mieszania

Czy to będą słynne crepes suzette, czy amerykańskie "pancakes", czy naleśniki - la Gundel, czy cienkie, złociste naleśniki nasze powszednie, zawsze ich przygotowanie zaczyna się od mieszania. A mieszamy razem ze sobą zawsze mąkę, odrobinę tłuszczu, jajka oraz płyn - mleko lub wodę. Naleśniki przygotowanie z użyciem mleka są twardsze i bardziej zwarte. Jeśli zależy Ci na ich delikatności i chrupkości używaj więc tylko wody, lub mieszaj ją z mlekiem pół na pół. Z ciasta naleśnikowego przygotowanego tylko na wodzie wychodzą cieńsze placki.

Do miski przesiej mąkę, dodaj roztrzepane jajka, szczyptę soli (dzięki niej smak będzie bardziej wyrazisty), dolewaj płyn, ubijając ciasto mikserem lub trzepaczką (jeśli użyjesz łyżki lub widelca, w cieście mogą pozostać grudki). Ciasto naleśnikowe powinno mieć gęstość rzadkiej śmietany. Postaraj się, by nie było za rzadkie. Jeśli będzie zbyt gęste, dolej trochę wody i dokładnie wymieszaj. Jeśli zaś wyjdzie za rzadkie, dosyp trochę mąki i zmiksuj ją dłuższą chwilę, by upewnić się, że żadne grudki nie zostały.
Na koniec dodaj rozpuszczone i przestudzone masło lub kilka łyżek oleju i jeszcze raz wymieszaj - dzięki temu zabiegowi naleśniki będą się łatwiej smażyć, a patelni nie trzeba będzie w ogóle smarować tłuszczem.

Dokładnie wymieszane ciasto - gładkie, bez żadnych grudek koniecznie należy odstawić na 20-30 minut, naleśniki będą wtedy dużo delikatniejsze.

Smażenie (z podrzucaniem?)

Naleśniki można w zasadzie usmażyć na każdej nieprzywierającej patelni. Są co prawda specjalne patelnie do smażenia naleśników - z niskim brzegiem, klasyczna, francuska nazywa się "poele". Podobno na tych patelniach naleśniki ładniej brązowieją. Moim zdaniem taka patelnia nie jest koniecznym wydatkiem (mimo, że nie jest to specjalnie droga inwestycja). Naleśniki udają się na każdej dobrej patelni, jeśli będzie ona odpowiednio rozgrzana.

Mamy więc już ciasto i patelnię na ogniu. Czas więc na nalewanie, smażenie i odwracanie (a może podrzucanie?). Na patelnię dajmy odrobinę tłuszczu - masła (prawdziwego!, żadnej margaryny lub miksu) lub oleju (bezwonnego - najlepiej słonecznikowego). Po chwili, kiedy się rozgrzeje, zdejmijmy patelnię z ognia i nalejmy porcję ciasta - tyle, by pokryło cienką warstwą całą patelnię (trzeba nią lekko pokołysać na boki, by ciasto się na niej równomiernie rozlało). Stawiamy patelnię na ogniu i smażymy 20-30 sekund, aż brzegi naleśnika wywiną się do góry (ogień powinien być raczej duży), odwracamy (podrzucamy?) i smażymy z drugiej strony mniej więcej tyle samo czasu, ile z pierwszej. Kiedy jest złoty z obu stron, zdejmujemy, przekładamy na talerz (pomiędzy gotowe naleśniki można włożyć kawałki pergaminu, żeby się nie sklejały). I smażymy następne (jeśli to konieczne, na patelnię wkładamy odrobinę tłuszczu).

Zwykle pierwszy naleśnik nie jest zbyt udany - bo jest gruby i nie dosmażony. I nie ma co nad nim rozpaczać, przecież za chwilę usmażymy całe mnóstwo najlepszych naleśników na słodko. Taka uroda tej potrawy.
Licencja: Creative Commons
2 Ocena