Tak sobie myślę, że czasami wystarczy wyjść z domu na chwilkę aby dzień zacząć od kontemplacji paradoksów życia. Ot, tak z psem na trawkę i po drodze drobne zakupy zrobić. Wycieczka ta jednak dostarcza tyle obserwacji życia, że można zanurzyć się w rozważaniach na resztę dnia i nabawić przy tym niezłych kompleksów, gdyż nigdy człowiek nie znajdzie złotego środka na to jak żyć by nie szkodzić naturze. Zbyt wiele paradoksów dnia codziennego zmusza człowieka do wielu czynności, nawet gdyby całym sercem popierał i ochronę środowiska i ekologię w dosłownym tego słowa znaczeniu. Być może ktoś z Państwa zna jakiś środek, bo ja dopiero zaczynam rozważać paradoksy tegoż zagadnienia i rozsyłać wszelakie artykuły do różnych instytucji -co raczej przypomina walkę z wiatrakami szanownego Don Kichot’a.
Zawsze uważałam że „ manie” psa na blokach jest może radochną dla samotnego człowieka ale męką dla psa. Radocha z „miania” psa na bloku jest raczej egoizmem człowieka i nic z rozsądkiem wspólnego nie ma –ale o tym może kiedy indziej. A ponieważ życie jest tylko życiem i zdarzają się różne sytuacje toteż na fakt wzięcia przeze mnie psiaka do mieszkania wpływ miał splot wielu sytuacji, które przemilczę w tym miejscu. Więc już tutaj, kiedy wzięłam psiaka- złamałam swoją złotą zasadę, skazując psiaka na mieszkanie ze mną na trzecim piętrze bloku. Mam cichą nadzieję że (psiak) wybaczy mi ten gest pod warunkiem oczywiście, że stworzonko przypomni sobie własną przeszłość. Jednym słowem ani pies ani ja nie mieliśmy innego wyjścia jak tylko zamieszkać razem. Na szczęście pies był na tyle inteligentny że okazał się być mixem ratlerka i czegoś tam jeszcze a nie przedstawicielem dostojniejszych i większych ras.
Tak więc częściej bywam na trawie niż planuję, gdyż potrzeby psa tego wymagają, a jako szczeniak, ma te potrzeby z częstotliwością reklam telewizyjnych. I tutaj pojawia się jeden problem. Gdzie znaleźć odpowiednią trawkę aby nie być posądzonym o zanieczyszczanie naturalnego piękna naszych polskich łąk? No cóż zważywszy że dookoła same chodniki, bloki i super-hiper markety, tłumaczę cierpliwie psu że musimy dalej bo tutaj nie można, chyba że nam życie niemiłe. Pies łypie na mnie ślepkami na znak że pojął i cierpliwie ściska co trzeba, tkwiąc na moich rekach do czasu aż w tempie wyścigów samochodowych Formuły 1 znajdujemy odpowiednią łączkę. Psu robi się ulga a ja zestresowana rozglądam się dookoła ze strachem że usłyszę gromki głos właściciela łączki. Mając wstępne wyrzuty sumienia, o to czym zaśmiecił pies łąkę, tłumaczę sobie że to nawóz naturalny który i tak matce Ziemi jest potrzebny. Rozważania moje nad sposobami użyźniania gleby przerywa gromki głos i to wcale nie właściciela łąki, lecz gorliwej mieszkanki sąsiedniego bloku , nawiasem mówiąc również właścicielki psa -owczarka szkockiego colli. Ten jest bardziej imponujący wyglądem niż mój mix ratlerek, a co najważniejsze potrzeby też ma bardziej imponujące.
Bingo!- myślę sobie- dziś spóźniła się tylko o 3 minuty ze swoim kazaniem na temat zanieczyszczania trawy. W milczeniu i ze wstydem spuszczam głowę, zazdroszcząc kobitce że udało jej się prawdopodobnie nauczyć swojego colli załatwiać te sprawy w muszli klozetowej. Uff! Pies skończył wreszcie robić mi obciach na trawie i wędrujemy na zakupy.
Stoję zastanawiając się co dziś gotujemy i czuję jak z wolna krew mi odpływa w siną dal, gdyż za moimi plecami pojawia się ta sama „panienka z okienka”-włascicielka dostojnego colli. Wychodzę z psem na ręku ze sklepu. Z uwagi na inteligencję psa, nie wiążę go nigdy przed sklepem, gdyż opanował do perfekcji metody uwalniania się ze szelek= zerwie się bydle i jeszcze kogo pogryzie-w kwestii opanowania zasad dobrego psiego wychowania ratlerek nadal ma swoje zdanie, nie licząc się jeszcze (do czasu) z moim. Zadowolona że udało mi się z życiem umknąć kobitce, stawiam ponownie pieska na ziemi. Niestety kolejne bingo! -dorwała mnie w tri miga i mówi:
-„Tak panią obserwuję co rano z okna i zastanawiam się dlaczego pani uczy psa zanieczyszczać trawę? „
-„Jak to?”- dziwię się – „przecież to chyba naturalne że pies musi na trawę! Śmiem sądzić nawet, że pani colli też chyba lubi trawkę?”
Ta łypie na mnie swoimi małymi oczkami i mówi : „Proszę Pani ja swojego psa nauczyłam na gazetach. Tyle tego się wala codziennie po klatkach schodowych. Gazety z reklamami, ulotki, bezpłatne numery różnych magazynów. Zbieram to wszystko, przeglądam, oglądam co proponują sklepy. I tak proszę Pani tego nie kupię co oni tam mają bo kto by wziął tyle pieniędzy na to wszystko. No ale skoro tyle tego leży na klatce, wycieraczkach i nawet już do skrzynki pocztowej wrzucają, to i ja mam co oglądać, a potem pies załatwia się na tym ile wlezie. Zbieram razem z gazetami i wyrzucam na śmietnik. Przynajmniej wiem że nie zaśmiecam trawy. Tyle się teraz mówi o czystości i ekologii. Niech Pani spróbuje, to bardzo wygodne i tanie. Nic przecież za to nie płacimy-sami rzucają na klatkę”
Patrzę na swojego mixa , który spokojnie siedzi obok mojej nogi i pytam :
„ Co też Pani opowiada. Pomijając już niehigieniczność i smrodek Pani mieszkania, to czy zdaje sobie Pani sprawę ile papieru a tym samym drzewek poszło na wytworzenie tychże gazetek reklamowych i ulotek? Przecież jak się nad tym zastanowić, to według mnie nie jest to ani ochrona, ani ekologia, ani żadna oszczędność finansowa, zważywszy, że koszty wydania gazet papierowych nie są wcale małe. I Pani mi mówi o ochronie trawki?. Ja nie wiem co inni ludzie robią z tymi gazetami z klatki po oglądnięciu ilustracji, ale jestem zdecydowanie przeciwna papierowym wydaniom reklam a tym samym gazet, bo to nijak się ma do ochrony drzew, lasów, że o ekologii szeroko pojętej tutaj nie wspomnę. Dziwię się że tak światła kobieta jak pani nie dostrzega tych aspektów”
- „ To pani w ogóle nie czyta gazet?” – pyta mnie kobitka z niedowierzaniem, łypiąc na mojego spokojnego mixa wrogim wzrokiem.
- „Czytam”- odpowiadam cierpliwie –„ ale od dłuższego czasu już korzystam z elektronicznych ich odpowiedników. Odkąd technika podsunęła takie rozwiązanie korzystam z różnych Internetowych wiadomości oraz odkąd pojawiły się wydania tych samych gazet które są mi potrzebne właśnie w wydaniu elektronicznym, korzystam z nich, gdyż jest to dla mnie wygodniejsze, szybsze, nie wydaję na to pieniędzy i nie mam problemu z tak zwaną odkładaną w kąt makulaturą w domu, a tym samym problemu co z tym dalej zrobić. Widzi pani jest to naprawdę przyjazna forma łączenia przyjemnego z pożytecznym. Jest cala gama sklepów z wydawnictwami cyfrowymihttp://tomtus.nextshop.pl
- „Pani jest dziwna- mówi pani o ochronie drzew, ale trawy pani nie umie ochronić przed własnym psem-już ja widzę co dzień z okna”
Uwagę zmilczałam, przeprosiłam grzecznie że spieszę się do domu i odeszłam.
Wchodząc na moje trzecie piętro, minęłam masę papierową rozrzuconą po schodach, wycieraczkach, zerknęłam na skrzynkę pocztową z której wyzierały gazety i reklamy. Im wyżej wchodziłam tym większe rozterki targały mym sercem. W domu popatrzyłam na psiaka, nawiasem mówiąc jest to suczka i łapki pod drzewkiem nie podniesie, drzewka nie podleje, a co za tym idzie więcej podlanych stokrotek na łące przez moją psicę niż zapewne przeczytanych przez kobitkę gazet. Ciekawe jak mój mix ratlerek korzystał by z tych gazet?. Zastanawiałam się też, czy producenci tych papierowych wydań, za które przecież każdy reklamodawca musi płacić niebagatelne pieniądze, czy owi producenci wiedzą co się dalej z ich wydawnictwami dzieje? Czy na przykład wiedzą że jakiś colli „czyta „ ich gazety? Czy reklamodawcy, zamiast wyrzucać -dosłownie w pełnym tego słowa znaczeniu swoje reklamy własnych produktów nie woleli by zaoszczędzić pieniędzy poprzez reklamę elektroniczną ? Wszak dostępność do tego typu reklamy z pewnością jest większa niż dostępność wycieraczkowo-klatkowa.
Pozbierałam z moim ratlerkiem-mixem wszystkie reklamo-gazety z klatki, spakowałyśmy je do reklamówki i wyniosłyśmy do biblioteki. Nie wiem czy w bibliotece szkolnej znajdą się zwolennicy reklam mebli czy konserw dla psa, ale wykorzystujemy ten „darmowy” papier do wszelakich rzeczy. Obcinając te białe marginesy otaczające tekst, używamy je do sklejania rozlatujących się książek papierowych. Nie kleimy książek taśmą klejącą, gdyż nie jest trwała, odkleja się, książki nadal się rozlatują a taśma pozostawia na nich plamy . Ilustracje wykorzystujemy do ściennych kolorowych gazetek szkolnych , resztę zaś składamy w magazynie makulatury – nie wiem jaka jest obecnie cena za kilogram, ale może zarobimy troszkę grosza - choć na parę płyt CD, DVD- na których staramy się tworzyć elektroniczne wersje istniejących w bibliotece książek – metoda ta nazywa się digitalizacją, a dobre,sprawne komputery i porządne oprogramowanie tylko ułatwiają i usprawniają pracę. Tu polecam firmę TOMTUS COMPUTER-Komputery i oprogramowanie, Energia, Ekologia
Nawiasem mówiąc, ciekawe czy właściciele psów podsunęli by jakiemuś czworonogowi własną płytę CD lub DVD pod tyłek w celu ochrony trawy?
Pełna stresów i obaw, oraz wyrzutów sumienia że nie dbam należycie o ekologiczne wychowanie swojego psa, wciąż mając w uszach głos właścicielki colli -zastanawiam się czy nie nauczyć suczki załatwiania swoich potrzeb w muszli klozetowej? Mogę nauczyć ją jeszcze czytania gazet, zanim nauczy się obsługiwania komputera. A może wszystkie osiedla powinny być zaopatrzone w specjalnie wyznaczone tereny dla piesków, które utrzymywane byłyby w czystości przez ich właścicieli. Póki co na moim osiedlu nie ma jeszcze „toalety” dla czworonożnych mieszkańców.
Tylko czy pies to zrozumie? No i właściwie w czym tkwi paradoks?