Stopy Marcina przylegały do podłogi. Drewniane krzesło ułożyło plecy pod kątem prostym. Rozczapierzone palce dłoni spoczywały na udach. Wdechy przeplatane wydechami w towarzystwie kadzidełka unosiły się w powietrzu. Drzwi do pokoju jęknęły. Krzysiek z puszką w ręku stanął w progu. - Hej, co tam? – Zaczął bez pardonu.