Jak się okazuje potwierdza jedynie smutną prawdę o tym, że polski system edukacji nie jest przystosowany do zmieniających się warunków na rynku pracy.
Zawody popularne 10-15 lat temu odchodzą w niepamięć. Studenci masowo studiują kierunki humanistyczne, a popyt na pracowników z takimi kwalifikacjami spada od lat. Na liście najbardziej perspektywicznych zawodów przodują:
- informatycy,
- inżynierowie, budowlańcy, konstruktorzy,
- finansiści,
Większości pozostaje zmiana kierunku studiów lub stałe dokształcanie.
To jedyne co może zrobić student, który skończył mało atrakcyjny z punktu widzenia rynku pracy kierunek. Problem w tym, że czas ucieka a praca jest potrzebna. Na kolejne studia niezbędne będą pieniądze, na dokształcanie również.
Trudno winić za wszystko studentów. Państwo przez ostatnie kilkanaście lat niewiele robiło w kierunku informowania uczelni o perspektywach na rynku pracy. Program nauczania nie był konsultowany i dostosowywany. Kiedy na początku lat dziewięćdziesiątych wybuchł boom na studiowanie, liczył się bardziej dokument ukończenia studiów niż sam kierunek.
Dziś studiuje 3 osób w wieku 19-25 lat. Młodzieży brakuje programu wspierającego wybór studiów.
Wiele osób nie wie co chce studiować, a w swoich wyborach nie kieruje się perspektywą kilku lat. Kończy więc kierunki humanistyczne, które z reguły uchodzą za dużo łatwiejsze niż np. ekonomiczne.
W okresie wysokiego wzrostu PKB i spadającego bezrobocia doszliśmy do sytuacji, w której coraz więcej firm narzeka na brak wykwalifikowanych pracowników.
Pensje specjalistów rosną, gdyż aby ich zatrzymać, trzeba im więcej zapłacić. Gorzej, że taka sytuacja zmniejsza konkurencyjność firm, ponieważ rosną wydatki na płace. Z drugiej strony trudno znaleźć inne rozwiązanie mając na uwadze masową emigrację specjalistów do innych krajów.
Bez zmian w systemie nauczania, za kilka lat może się okazać, że Polska należy do krajów o jednym z najwyższych wskaźników osób z wyższym wykształceniem. Tyle tylko, że w większości przypadków ma ono znikome znaczenie dla gospodarki kraju. Nie ilość się bowiem liczy, a jakość.