Z tatuażem jak z wampirem – nie przepada za słońcem
Głównym wrogiem wykonanych latem tatuaży jest światło słoneczne – to samo, za którym tak tęsknimy przez większość roku. Pierwszy problem może pojawić się już przed dziaraniem – gdy tatuażysta zobaczy mocno przesuszoną i opaloną skórę, może odmówić wykonania wzoru – i nie ma co się obrażać, on wie najlepiej, jakie jest ryzyko.
A gdy wzór już pojawi się na skórze, koniecznie trzeba go chronić przed promieniowaniem – tym, które szkodzi również zdrowej skórze (UV), oraz wnikającym znacznie głębiej promieniowaniem UVA. Zwłaszcza to drugie jest niebezpieczne dla świeżo wydziaranych – nie chronią przed nim popularne kremy z filtrem, dostępne w drogeriach i aptekach. Aby bezpiecznie wyjść na słońce ze świeżym tatuażem, trzeba zastosować specjalistyczny krem z filtrem do tatuażu Tattoo Sunscreen, dostępny na https://loveink.pl/.
Jednak świeżego tatuażu najlepiej w ogóle nie wystawiać na słońce – opalanie na plaży czy w solarium jest absolutnie zakazane. Ostatnim, czego potrzebuje gojąca się skóra, jest przesuszenie i pozbawienie naturalnej warstwy lipidowej.
Basen, morze, jezioro? Nie dla świeżo wydziaranych!
Z plaży trzeba by więc zrezygnować. Z czegoś jeszcze? Oczywiście – może stare ludowe przysłowia nie zawsze są trafne, ale w tym przypadku faktycznie piękno jest okupione cierpieniem. Konkretnie – cierpieniem wynikającym z konieczności trzymania się z daleka od tak pożądanej latem wody.
Słona woda morska podrażni gojącą się skórę i sprawi, że kąpiel wcale nie będzie przyjemna. Woda z jeziora czy rzeki zawiera z natury drobnoustroje, które z łatwością mogą przeniknąć w głąb uszkodzonej tkanki, powodując reakcję zapalną. A woda z basenu, choć biologicznie czysta, zawiera z kolei chemikalia, również nieprzyjazne dla rany – a tym przecież właśnie jest tatuaż.
Jeżeli więc nie wyobrażasz sobie lata bez taplania się w wodzie, tatuaż lepiej zaplanuj jesienią lub zimą.
Off road i camping? Lepiej sobie odpuść
Skoro nie plażing i smażing, to może camping? Gdyby tak ze świeżą dziarą zaszyć się na kilkanaście dni w leśnych ostępach, w namiocie czy kamperze? No niekoniecznie. Nowy tatuaż wymaga szczególnie troskliwej pielęgnacji – trzeba go przemywać, dezynfekować i kremować nawet kilka razy dziennie, a obowiązkowo po wieczornej kąpieli. Dodatkowo bardzo źle wpływają na niego wszelkie zanieczyszczenia – piasek, kurz czy drobinki gleby będą powodować podrażnienie.
Jeżeli więc dysponujesz kamperem wyposażonym lepiej niż niejedno mieszkanie, z porządnym prysznicem i czystą pościelą – ewentualnie możesz rozważyć tę opcję. Ale już świeży tatuaż i warunki pola namiotowego zdecydowanie nie pójdą z sobą w parze.
Sport to zdrowie (i zepsuty tatuaż)
Do kategorii „zakazane przy świeżym tatuażu” zaliczyć należy również uprawianie sportów – i to nie tylko tych ekstremalnych. Dlaczego? Wszystko wynika z fizyki i chemii, zatem jest, drogi Watsonie, elementarne.
Wysiłek fizyczny niesie mnóstwo dobra dla naszego ciała – tylko że dla tego zdrowego. Podniesiona temperatura, charakterystyczna w momencie wysiłku, prowadzi z kolei do wypłukiwania tuszu z komórek. Podobnie działa przyspieszone tętno i zwiększone ciśnienie – cały organizm jest w stanie pobudzenia i zaczyna szczególnie wrogo odnosić się do ciał obcych – czyli m.in. do wstrzykniętego w skórę tuszu.
Przy świeżym tatuażu zachodzi jeszcze jedno ryzyko: większa temperatura pobudza do pracy włókna kolagenowe. Jeśli dzieje się to w zdrowej skórze – wspaniale, będzie dłużej młoda i jędrna. W skórze uszkodzonej kolagen powoduje natomiast przyspieszone gojenie się – poprzez tworzenie zrostów i blizn. I to właśnie spotka twoją dziarę, jeśli tuż po jej wykonaniu wybierzesz się w długą trasę rowerową czy na wymagający tor w parku linowym.
Nie ma co się oszukiwać: lato nie jest wymarzonym terminem na nową dziarę. Jednocześnie łatwo można zauważyć, że salony tatuażu pękają w szwach. Jak ma się jedno do drugiego? Otóż dziarać można się o każdej porze roku – latem trzeba po prostu bardziej uważać na nowy wzór, ponieważ o wiele łatwiej go zepsuć. Jeśli więc nie jesteś mistrzem samodyscypliny – lepiej poczekaj do jesieni.