Jestem wielkim przyjacielem ludzkiej wynalazczości. Uwielbiam ludzi, którzy robią coś z niczego; którzy znajdują sposoby na niebanalne wykorzystanie całkiem banalnych przedmiotów; którzy szukają sposobów na to, żeby zaoszczędzić. Są wśród tych pomysłów idee genialne, zacne, dobre, mierne oraz całkiem głupie. Próba napędzania olejem opałowym samochodu wyposażonego w nowoczesny silnik diesla należy do tej ostatniej grupy.
Stare „ropniaki” ponoć dawały sobie z takim paliwem całkiem nieźle. Każdy na pewno słyszał o ludziach, którzy do starych mercedesów nalewali oleju zużytego podczas smażenia frytek. Wierzę w prawdziwość tych opowieści. Niestety, wiele zmieniło się w ciągu kilkunastu ostatnich lat.
Silniki diesla charakteryzowały się kiedyś niezawodnością, elastycznością oraz… wysoką emisją szkodliwych spalin. To właśnie ta trzecia właściwość zwróciła uwagę eurokratów na budowę tych silników. Nie będę tu oceniał, czy to dobrze, czy to źle, bo tej kwestii nie da się rozstrzygnąć inaczej niż ideologicznie. Najważniejsze co powinni wiedzieć ludzie chcący zalać swojego dieslem „opałówką” to to, że prawdopodobnie jeszcze tego dnia będą musieli odwiedzić warsztat – na lawecie.
Ze względu na rosnące normy emisji spalin konstruktorzy zostali zmuszeni do stworzenia silników, które będą bardziej efektywnie spalały paliwa. Dzięki temu dzisiejsze diesla palą około czterech litrów na sto kilometrów, a ich spalanie bywa porównywalne do spalania silników benzynowych. Skutkiem ubocznym zwiększania efektywności stało się zwiększanie wymagań co do jakości paliwa.
Olej opałowy ma mniejsze właściwości smarne niż olej napędowy. Może doprowadzić do uszkodzenia skomplikowanego systemu wtryskowego, który pozwala dziś regulować dawkę wtłaczaną przy każdym ruchu tłoków. Dawniej tłoki dostawały przy każdym obrocie jednakową i jednorazową dawkę paliwa. Dziś dostają kilka rozłożonych w czasie mniejszych dawek. Paliwo musi płynnie przejść przez nadzwyczaj wąskie szczeliny, które rozpylają je do tłoków. Gęsty olej opałowy może przytykać ten wyrafinowany układ, co w konsekwencji może skutkować koniecznością jego przeczyszczenia albo nawet wymiany. To może kosztować nawet kilkanaście tysięcy złotych. Nie warto.