W historii Ustki było kilka takich epizodów, w których miasto stawało się jeśli nie warownią, to przynajmniej ważnym punktem obronnym, co wynikało ze strategicznego położenia oraz dostępności portu, który wystarczyło zarekwirować rybakom.

Data dodania: 2015-07-25

Wyświetleń: 2127

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 1

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

1 Ocena

Licencja: Creative Commons

 Jako że wojen przez Ustkę przetoczyło się całkiem sporo, najlepiej widoczne są oczywiście ślady ostatniej.

Bunkry

Na wydmie przy porcie, po zachodniej stronie miasta, Niemcy zbudowali bunkry, w których była zainstalowana bateria artyleryjska osłaniająca całkiem ładny kawałek morza. Pociski o masie 20 kilogramów były miotane, choć przy niezbyt imponującej celności, na odległość 17 kilometrów. To jednak było tylko uzbrojenie pomocnicze, bo główny ostrzał prowadziło działo kalibru 105 mm. Nie było ono ani tak szybkostrzelne, ani nie osiągało równie imponującego zasięgu, ale to w zupełności wystarczyło, aby trzymać większość jednostek w rozsądnej odległości od usteckiego portu.

Bunkry, jak to bunkry, stanowiły niemal samowystarczalną osadę. Sypialnie, sanitariaty, magazyny amunicji i prowiantu dla obsady, a także pomieszczenia dowodzenia na danym odcinku – to wszystko znajdowało się pod bardzo grubym nasypem, który chronił konstrukcję i pracujących w jej wnętrzu żołnierzy przed kontratakiem. Nie można powiedzieć, żeby Ustka była portem o znaczeniu strategicznym, dlatego też 5 dział w zupełności wystarczało do ochrony portu. Gdyby Niemcy go utracili, zapewne szybko zdołaliby go odbić działając z ziemi, ale to nie ma teraz wielkiego znaczenia.

Zgodnie z ideą retroaktywności, bunkrów nie pozostawiono samym sobie. Prywatni inwestorzy zdecydowali, że skoro już takie budowle istnieją, to niech przydadzą się do szerzenia wiedzy o historii. W podziemiach organizowane są wystawy tematyczne, same bunkry są również udostępnione do zwiedzania, choć jedynie w okresie letnim, a dodatkowo co jakiś czas organizowane są na ich terenie pikniki militarne, na których można wziąć udział w żywej lekcji historii i dobrze się bawić.

Historia z bąbelkami

Od bardzo dawna w Ustce istniał specjalny magazyn spirytusu. Mało tego – istnieje on do dziś, choć, ku rozczarowaniu wielbicieli napojów wyskokowych, nie jest używany. Być może ma to związek z historią, według której trzech krasnoarmiejców naruszyło zasady bezpieczeństwa i higieny pracy zbyt dosłownie interpretując frazeologizm „zaglądać do kieliszka”. Tyle że tym razem kieliszek miał pojemność 2 i pół miliona litrów i biedni żołdacy przecenili jednak swoje doświadczenie i możliwości. Podobno znaleziono ich, dobrze zakonserwowanych, w czasie oczyszczania zbiornika po wojnie…

Tych z Was, którzy lepiej znają historię II Wojny Światowej może zdziwić coś jeszcze innego, bo akurat w miłości Sowietów (a dziś Rosjan, choć różnica jest czysto symboliczna) do spirytusu raczej niczego dziwnego nie ma, a mianowicie to, że magazyn ocalał. Wszak rozkaz Führera, pieczołowicie wykonywany od Leningradu po trzyletnim oblężeniu aż po miasta na terenie Rzeszy, głosił, że wycofujący się Wermacht miał zniszczyć wszystko, co mogliby wykorzystać Sowieci. Ktoś jednak wpadł na genialny pomysł, że w sumie tę odrobinę spirytusu to warto im zostawić, bo się się nawalą jak, nomen omen, ruskie plecaki, to nie będą wiedzieli, gdzie dalej iść. Trzech faktycznie poszło, ale na dno, a cała reszta jednak dość szybko trafiła do Berlina, gdzie zostali mniej więcej tak samo długo, jak w Polsce.

Z wojną za pan brat

Niezależnie od tego, gdzie znajdziesz pokoje w Ustce , to do historycznych miejsc nie będziesz miał daleko. Anegdotę związaną z magazynem spirytusu już znasz, a jeśli pokusisz się o odwiedziny w bunkrze, to poznasz jeszcze parę ciekawych historii – nie będę tu spoilował, bo jeszcze zrezygnujesz z przyjazdu, a naprawdę warto.

Licencja: Creative Commons
1 Ocena