Co się odwlecze to nie uciecze. Przysłowie to najtrafniej oddaje sytuację z kolejną częścią serii o B.J. Blazkowiczu - Return to Castle Wolfenstein. Gra wyszła w 2001 roku. Za produkcje odpowiedzialne było studio Gray Matter Interactive. Nowy Wolfenstein prezentował się świetnie głównie dzięki wykorzystaniu silnika z Quake’a III. Tym razem B.J. ma za zadanie inwigilacje wojska nie przyjaciela, aby uniemożliwić powstanie Wunderwaffe.
Drew Hankman znany również z Kingpina: Life of Crime w dosyć prześmiewczy sposób przedstawia nazistowskich żołnierzy. Mówią zlepkiem języka angielskiego oraz niemieckiego. Obce jest im także marnotrawienie alkoholu. Dobre wrażenia z gry zostają nieco zmącone przez kiepskiej jakości sztuczną inteligencję.
Return to Castle Wolfenstein to FPS o II wś z elementami science fiction. Jednak nie dzięki temu zapamiętamy ten tytuł. Gra utkwiła w pamięci graczy głównie dzięki unikatowemu trybowi gry multipalyer. Możliwe było zorganizowanie walki pomiędzy aliantami i wojskami państw osi. Dostępne były świetne przedstawione i dokładnie odwzorowane lokacje i punkty za zebrane doświadczenie.
Pierwotny plan przewidywał, że Return to Castle Wolfenstein doczeka się kontynuacji. Realia zweryfikowały jednak wcześniejszy zamysł. Activision zdecydował się na wydanie gry za darmo w sieci. Tak właśnie powstało Enemy Territory.
Małymi krokami dotarliśmy do 2009 roku. Wolfenstein to owoc pracy pracowników studia Raven Software. Tym razem gra bardzo mocno akcentuje paranormalne zdolności. Miasto Isenstadt staje się polem bitwy pomiędzy nazistami i tajemniczą organizacją Biała Róża. Gra przez wielu została oceniona jako solidnie wykonana. Plusy gry to możliwość swobodnego poruszanie się po mapie i w połowie RPG-owy system rozgrywki. Dzięki temu Wolfenstein stał się bardziej wyrafinowany.
O Wolfenstein: New Order opowiemy sobie w najbliższym artykule.