Opisywany „koszmar senny” ktoś nam w Polsce ponownie zafundował...
W początku powstawania licencji dla pośredników obrotu nieruchomościami miałem przyjemność, a może nieprzyjemność śledzić „wywijasy myślowe” jednego z krakowskich instytutów nieruchomości. Zachwycali się wiedzą „mądrych ludzi” sprowadzanych z za oceanu. To na tej podstawie lansowano konieczność wprowadzenia licencji. Bo to prawdopodobnie było jednym z objawień amerykańskich.
Kurs za kursem, praktyka za praktyką, licencja za licencją i tak zaczęło kręcić się polskie życie w obrocie nieruchomościami. Miałem okazję poznać kulisy licencji nr 13 w obrocie nieruchomościami. Dysponuję formalnymi dowodami jej dotyczącymi. Na podstawie tych dokumentów twierdzę, że nadawanie licencji przeważnie nie ma nic wspólnego z elementarną ludzką przyzwoitością. To jest mechanizm zniewalania ludzi i robienia na tym dużych pieniędzy. To jest udowadnianie, że pośrednika – mimo wszystko – nie trzeba pytać ile razy w roku ma być czyszczony komin z sadzy...To jest mechanizm „nabijania kasy” niektórym polskim cwaniakom. I to wszystko w majestacie prawa. Pod osłoną ustaw i rozporządzeń. Dla przepływu pieniędzy za szkolenia nie do kasy państwa, a do kasy jakiejś, uzurpującej sobie fikcyjne prawa, federacji...Sprytny mechanizm rodem z poprzednich RP.
Mam nadzieję, że IV RP zmierzy się z takimi idiotyzmami i wyeliminuje je z polskiego słownictwa.
Prowadząc kursy z zakresu doradztwa nieruchomościowego miałem okazję przeczytać wywody myślowe „Wiedza to nie tylko władza, ale również pieniądze” z posłowia Jareda Shlaes-a do książki Tajemnice kuchni doradcy nieruchomości”.
Ciekawych zapraszam na stronę http://republika.pl/eres9596/kurs.html
Buntowałem się zawsze przeciwko licencjom i czynię to nadal. Jestem przeciwny wszelkim formom zniewalania ludzi. Uważam, że każdy dysponując własnym instynktem samozachowawczym będzie w każdej sytuacji życiowej potrafił podjąć decyzję. Dotyczy to też zakupu domu czy mieszkania.
Prawie przez całe swoje życie miałem do czynienia z zaspokajaniem potrzeb mieszkaniowych ludzi – w każdej formie. Aktualnie sprzedaję projekty domów i rozmawiam z przyszłymi inwestorami. Nie zauważam by ci inwestorzy szukali ludzi z licencjami. Robią to w ostateczności – przy sprzedaży mieszkań i domów, – gdy sami nie mają na widoku potencjalnego kupującego.
Po co to piszę?
Piszę podbudowany zapowiedziami rządu o braku kar za brak licencji. Brawo! Zaczynają wreszcie widzieć przeciętnego Kowalskiego jako rozumnego człowieka.
A może to naprawdę nastają czasy systemu przyjaznego ludziom? Czasy ponownego ocknięcia się z socjalistyczno-hybrydowo-kapitalistycznego snu o kolejnych licencjonowanych koszmarach.
Piszę dla wzbudzenia ludzkiego buntu i obywatelskiego niezadowolenia. Dla podkreślenia, ze każdy sam potrafi kupić czy sprzedać dom. Do tego nie potrzebuje licencji.