Zapewne nie bez przyczyny rozmowa w kręgu kojarzyła się w Polsce przez lata z grupą wsparcia anonimowych alkoholików. Na szczęście coraz powszechniejsze formy warsztatowo-szkoleniowe skojarzenie to zmieniają, pokazując, że taka formuła pracy zwyczajnie ułatwia komunikację (czemu wciąż wiedza o tym nie dociera do szkół, hę?). Takie samo nieprzyjemne odczucie wywoływał pomysł rozmowy twarzą w twarz ze specjalistą. Wszak wyglądało to na psychoterapię a na tę, w powszechnym odbiorze, decydują się osoby chore (wciąż słabo rozróżniamy psychoterapeutę od psychiatry). To wrażenie jednak powoli wypiera coaching, czyli rozmowa dwójki zdrowych z założenia ludzi, w których jeden jest specjalistą od rozmowy, a drugi chce lepiej osiągać założone przez siebie cele.
Do niedawna cele te mieściły się wyłącznie w przestrzeni zawodowej i sferze pracy. Od jakiegoś czasu jednak, wzorem trendów z zachodu, dotyczą również życiowych pasji, zdrowia, relacji z ludźmi czy po prostu (sic!) stylu życia. Uczymy się przy tym, a to może być wielka kulturowa lekcja, że o trudnościach można rozmawiać, że przełamywania barier można się uczyć. I że rozmowa nie zawsze musi się łączyć z oceną, dobrą radą, narzucaniem swoich interpretacji, ale może być ważnym narzędziem lepszego rozumienia siebie i wzmocnienia w procesie zmiany.
W ten sposób coaching wkracza wszędzie tam, gdzie mierzymy się sami ze sobą: w sport, odżywianie, oszczędzanie, emocje. W każdym z tych obszarów dobra rozmowa potrafi ułatwiać zmianę, utrzymywać motywację, zbliżać do założonych efektów. Ale również przełamywać trudności, rozwiązywać kryzysy, znajdywać dobre rozwiązania wobec niełatwych doświadczeń.
Coaching przestaje być luksusowym towarem. Staje się codziennym ułatwieniem w lepszym radzeniu sobie w życiu. Szczególnie w tych obszarach, na których rozwoju zależy nam szczególnie. Staje się coachingiem codziennym.