Póki co mamy atmosferę sukcesu, którą potwierdzają dane GUS. Jednym ze wskaźników, które mogą cieszyć jest wskaźnik bezrobocia. W grudniu 2006 r. osiągnął on rekordowo niski poziom 14,9%. Choć w styczniu nieco wzrósł do 15,1%, to i tak jest ponad 3% niższy niż 2 lata temu. Można polemizować czy jest to jest zasługą działań rządu, czy raczej dużej emigracji zarobkowej. Szefowa resortu pracy, Anna Kalata z Samoobrony chce jednak zbić bezrobocie jeszcze bardziej.
Bynajmniej nie poprzez zmiany na rynku pracy, ale dzięki zmianie definicji bezrobotnego.
W nowej ustawie o rynku pracy zamiast pojęcia "bezrobotny" miałoby się pojawić "osoba poszukująca pracy". Dzięki takiemu zabiegowi ilość nowo rejestrowanych bezrobotnych miałaby spaść o 20-30%. Czy to cudowne lekarstwo dla 2,3 mln osób pozostających bez pracy? Nie. Sama zamiana słów to chyba za mało. Tak łatwo chyba nie uda się zmniejszyć jednej z największych bolączek Polski.
To tak samo jakby głodnym nie określać osoby, która nie jadła od 1 dnia tylko od 3 dni. W statystyce mniejsze liczby wyglądają dobrze, ale nie zmieniają prawdziwego obrazu rzeczy. Wydaje się, że Pani minister sięga do półśrodków i stara się powtórzyć manewr z połowy lat 90-tych, kiedy to jeden z ministrów pracy, Tadeusz Zieliński również próbował walczyć z bezrobociem za pomocą zmiany definicji bezrobotnego.
Bez obniżek kosztów pracy, niższych podatków, ulg dla firm, które będą zatrudniać po raz pierwszy pracownika oraz ułatwień przy zakładaniu działalności gospodarczej bezrobocie będzie cały czas na podobnym poziomie.
Minister Anna Kalata należy z pewnością do bardziej aktywnych i pomysłowych ministrów w obecnym rządzie. Efekty jej działań najlepiej oceni czas.
Podwyżka płacy minimalnej
Podwyżka płacy minimalnej to według Anny Kalaty najlepszy sposób na poprawienie sytuacji najbiedniejszych Polaków. Z zapowiedzi Pani minister wynika, że do połowy roku gotowy ma być projekt zwiększenia płacy minimalnej (która obecnie wynosi 936 zł) do 50-60% obecnej średniej krajowej pensji brutto (3027 zł wg danych za grudzień 2006 r.) Pomysł od razu wzbudził niechęć w środowisku przedsiębiorców. Uważają one, że ustawowe narzucenie płacy minimalnej podniesie i tak wysokie koszty pracy. Zatrudnianie osoby o najniższych kwalifikacjach za 50-60% średniej krajowej przestanie się opłacać. Tym samym osoby te nie znajdą pracy i zasilą szarą strefę.
Emerytury z OFE poprzez ZUS
To kolejny pomysł minister pracy. O sprawie zrobiło się głośno pod koniec 2006 r. Wówczas to Anna Kalata wysunęła postulat, aby to ZUS zarządzał i wypłacał świadczenia z tzw. II filara, czyli OFE.
Argumentem za tym rozwiązaniem miałyby być niższe koszty obsługi takiego systemu wypłat.
Zdaniem Pani Minister ZUS jest instytucją tanią, pewną i efektywną. Z tymi stwierdzeniami można mocno polemizować, bo o ile ZUS pewny jest, gdyż zbankrutować nie może, to niestety przerost zatrudnienia i ciągłe problemy z systemem informatycznym nie czynią go firmą efektywną.
Pomysł jest wbrew założeniom reformy emerytalnej, która miała na celu funkcjonowanie OFE i dawała przyszłym emerytom prawo wyboru, kto będzie zarządzał ich pieniędzmi.
Plan, aby to ZUS zajmował się wypłatą emerytur z II filara póki co spalił na panewce. Komisja Nadzoru Finansowego w połowie lutego b.r. nie zgodziła się na pomysł minister pracy, Anny Kalaty.
Z pewnością Pani minister nie powiedziała w tej sprawie ostatniego słowa. Z pewną obawą oczekuję na kolejne pomysły. Niewątpliwie szefowa resortu pracy stara się coś zrobić. To daje szansę, że obok dość kontrowersyjnych i populistycznych pomysłów pojawią się i te, które dałyby się wdrożyć z korzyścią dla wszystkich.