Czlowiek z aktywnymi wzorcami DDA jest marionetką tych wzorców, reaguje w wyuczony, schematyczny sposób na sytuacje: tu nie ma samodzielnego myślenia, podejmowania decyzji. Jest wewnętrzne spięcie i impulsy zmuszające, by działać, myśleć i czuć tak, a nie inaczej.

Data dodania: 2013-01-09

Wyświetleń: 3443

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 2

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

2 Ocena

Licencja: Creative Commons

 Wzorce DDA to maska, której podtrzymywanie kosztuje bardzo dużo energii, jaką można by poświęcić na uzdrawianie, uwalnianie.

Wzorce DDA blokują osobowość, dezorientują, ale z czasem – kiedy zaczynamy się im przyglądać – zaczynamy rozróżniać, co jest wzorcem, a co nami, co reakcją, a co decyzją. Trzeba świadomie się przyglądać, bez wyłączania uczuć, a nie zimno analizować. Brak odczuwania może wydawać się łatwiejszy, ale jest to pułapka, bo głową analizujemy, a skąd mamy wiedzieć, o co nam chodzi, jak to zrozumieć? Żeby jednak rozróżniać i zacząć uwalniać DDA, trzeba wiedzieć, na co zwracać uwagę.

Przy obserwacji i rozróżnianiu warto zwrócić uwagę na:
1. Powinności DDA.
2. Oczekiwanie porażki.
3. DDA zgaduje zachowania – co jest normalne?
4. Poczucie bezpieczeństwa budowane na kontroli = odbieranie otwartości, bliskości jako zagrożenia.
5. Wkręcanie się w spiralę wzorców.
6. Świat bez zasad.
7. Związki DDA.
8. Bycie potrzebnym.
9. Przeżywanie złości.
10. Przebaczenie.
11. Poczucie własnej wartości.


1. Powinności DDA

„Powinnam, powinienem” – to ulubione słowo DDA, a co to w ogóle znaczy, że „powinnam”?
Znaczy to tyle, że nie mam w ogóle na coś ochoty, ale muszę to zrobić z różnych względów, między innymi z mojej wrodzonej, wewnętrznej „szlachetności”, poświęcenia itd.
„Powinnam/powinienem” jest to słowo, od którego DDA zaczyna wiele swoich wypowiedzi/myśli, gdyż żyje powinnościami. Powinność nie ma nic wspólnego z tym, co się naprawdę chce robić, z pragnieniami – to jest to, co się uważa, że należy robić. Z DDA jest tym trudniej, że taka osoba utożsamia powinności z tym, co chce. Stawia tam znak równości i nie zastanawia się, czy jest inaczej. Kiedy zaczynałam terapię DDA i dowiedziałam się o tych powinnościach, zaczęłam widzieć, w jakich sytuacjach i jak często używam tego słowa i było tego bardzo wiele. „Powinnam to, powinnam tamto” plus ortodoksyjne wymaganie od innych, by równie sumiennie wykonywali swoje powinności. Wtedy rozpoczęłam swoją przygodę z odnajdywaniem tego, czego chcę, co lubię, czego potrzebuję, a słowo „powinnam” postanowiłam usunąć z mojego słownika.
Przygoda z odkrywaniem, czego chcę, ma cały czas swoją kontynuację, uświadomiła mi to ostatnia sesja z Nikodemem w temacie kontroli wewnętrznej. Kontrola wewnętrzna to taki gorset przekonań, zobowiązań, ról przyjętych jako ważne na to wcielenie i które zobowiązaliśmy się pełnić.
To są właśnie takie powinności – oczywistości – dla nas, nad którymi się nie zastanawiamy. Tylko że w tym nie ma nas prawdziwych, nie ma tego, czego byśmy chcieli, ten gorset sztucznie nas trzyma, scala, żebyśmy funkcjonowali i trwali na baczność w przyjętych zobowiązaniach. Jest na tyle mocno zasznurowany, by „brak oddechu” nie pozwalał się zastanowić, czy to na pewno my; nie daje nam prawa do bycia sobą. Nic tak bardzo nas nie oddala od siebie samych jak życie powinnościami, które szczelnie oddzielają nas od naszych prawdziwych potrzeb i pragnień i nie pozwalają ich zobaczyć. Powinność odbiera tożsamość.
Kiedy zdejmiemy ten sztucznie podtrzymujący nas gorset, wszystko się rozpada, bo nic nas już nie trzyma, i wtedy możemy zobaczyć, czego tak naprawdę chcemy i jacy jesteśmy. Przyznam, że to spotkanie z samym sobą może być bardzo zaskakujące, ale daje poczucie wolności i radości, dalekie od starych „standardów” powinności.


2. Oczekiwanie porażki

Zespół wzorców DDA to taki program na osiąganie porażek, na niedobór i brak.
Jeżeli DDA wierzy, że nie jest wystarczająco dobre w związku, to z jednej strony wymierza sobie kary, bo nie zasługuje na to, żeby było dobrze, przyjemnie, lekko itd., a z drugiej strony dowartościowuje się i buduje swoją wyjątkowość na trudnościach życiowych („tyle zniosę, z tyloma rzeczami sobie radzę”).
DDA ma problem z osiąganiem zadowolenia (zdarza się tylko chwilowe), nawet jeśli coś się uda, zawsze jest za mało, za słabo, można było lepiej, fajniej, dłużej – DDA czuje wieczny niedosyt. Ma być perfekcyjnie (niska samoocena) i niezmiennie, co stwarza iluzję bezpieczeństwa. Dlaczego iluzję? Bo DDA wyrasta z przekonania, że kontrola może dać bezpieczeństwo i szczęście, że da się kontrolować coś takiego jak przepływ.
Kiedy w końcu zdarza się coś, co pokazuje, że kontrola zawodzi, cały plan bierze w łeb, a DDA czuje, że traci grunt pod nogami. Wyobrażenia są zawsze większe niż rzeczywistość.
Ten idealizm, niedosyt i parcie, żeby się działo, sprawia, że DDA nie może zaznać spokoju.
Chce mieć wszystko dograne, zaplanowane, zapięte na ostatni guzik, pragnie przewidzieć wszystkie możliwości, zabezpieczyć się, by nie zostawić miejsca na sytuacje nieprzewidziane – wszystko ma być pod kontrolą. Nie można spocząć, cieszyć się tym, co jest, tym, co się ma. Poczucie niedosytu ciągle pcha dalej, nie obiecując jednak, że na końcu tego biegu będzie zadowolenie. DDA wymyśla sobie idealistyczny, nierealny scenariusz, a potem wzdycha: „no tak, przecież mówiłem, że się nie uda...”.
DDA nie będzie zadowolone, bo nie umie być zadowolone z siebie, stan idealny jest nieosiągalny w wyśrubowanych standardach takiego człowieka, bo nie istnieje.
Idealny stan, jeśli tak można mówić, to dający spokój stan akceptacji, otwartości, przepływu, a w wersji DDA ideał to dążenie do ułudy, że można tak kontrolować życie, żeby było dokładnie tak, jak się zaplanowało.
Często słyszę wypowiedzi typu: „jak to załatwię, to już odpocznę” lub: „jak byś przestał robić to czy tamto, to miałbym już spokój”, „przez twoje pomysły nie mogę spać, denerwuję się”. DDA nie spocznie, póki cały świat nie będzie działał jak należy – czyli tak, jak ono sobie wymyśliło.


3. DDA zgaduje zachowania – co jest normalne?

DDA wychowało się w tak traumatycznych/toksycznych/dysfunkcyjnych warunkach, że ma słabe pojęcie o tym, jakie panują normy zachowań obyczajowych, grzecznościowych w codziennym życiu. To, co innym przychodzi naturalnie, bo wychowali się w zdrowym otoczeniu, dla DDA jest zawsze łamigłówką. Jak się zachować, co powiedzieć, jak zareagować, żeby było normalnie?
Stąd reakcje na pewne zdarzenia, emocje, zachowania u DDA są przesadzone i nieadekwatne lub zbyt zdystansowane, zimne. Wtedy otoczenie często sądzi, że albo DDA zwariowało, bo się za bardzo ekscytuje, albo że nie ma uczuć i jest socjopatą. Jednak we wnętrzu DDA wrze kocioł z emocjami i przeżyciami, który jest pod ciągłą kontrolą, by się z niego nie wylało. DDA pożytkuje masę energii, by trzymać swoje wnętrze na wodzy, przeprowadza ciągłe analizy swojego zachowania, reakcji. Nawet entuzjastyczna radość najczęściej jest wyreżyserowana. Na twarzy DDA widnieje maska spokoju, życzliwego uśmiechu, a w środku – wulkan, i tak sobie DDA trwa, aż dochodzi z jakichś względów do erupcji i wylania tłumionych emocji. Ponieważ te długo skrywane, odpychane, wypierane emocje, przeżycia kłębiące się w człowieku w końcu znajdują ujście – DDA wybucha. Można oczywiście temu zapobiec, nie bać się tak swoich emocji, nie traktować ich z przerażeniem, nie odpychać, tylko przeżywać na bieżąco, zrozumieć, przyglądać się im, ale nie utożsamiać się z nimi, DDA nie rozumie, że nie jest emocjami, które przeżywa. A przecież czuje złość, ale nie jest złe, czuje smutek, ale nie jest smutne – to jest naprawdę kolosalna różnica w podejściu.

DDA są osobami o tendencji do dużej otwartości na ludzi albo wycofania i zamknięcia. Albo poddają się pragnieniu bliskości niezaspokojonej w domu, albo pragnieniu ucieczki przed zranieniem i utrzymują dystans. Odnośnie moich przeżyć, zawsze miałam dużą otwartość na ludzi, często większą niż mieli oni, z czasem zaczęło mnie to onieśmielać, gdy widziałam ich dystans, bo odczytywałam to jako odrzucenie. Ale teraz widzę, że tym, czego mi kiedyś brakowało, jest poczucie własnej wartości – to oczywiste – ale też poszanowanie czyichś potrzeb, w tym przypadku potrzeby dystansu. Parcie i brak poczucia własnej wartości sprawia, że nie umiemy szanować cudzej przestrzeni. Jesteśmy tak skupieni na sobie i swoim kruchym wnętrzu, że nie widzimy szerszego kontekstu. Każdy człowiek ma przecież inne potrzeby i prawo do decydowania o swojej przestrzeni, trzeba zostawić ludziom przestrzeń na ich potrzeby i zaspokajać swoje.


4. Poczucie bezpieczeństwa budowane na kontroli = odbieranie otwartości, bliskości jako zagrożenia.

Żeby być z kimś blisko, doświadczyć prawdziwej miłości, trzeba się otworzyć, a żeby się otworzyć, trzeba zrezygnować z kontroli. Otwarcie na innych i na świat wymaga choćby najmniejszej utraty kontroli.
A co jeśli poczucie bezpieczeństwa jest zbudowane na tej kontroli, jest sztuczne, jest czymś na kształt protezy? Wtedy takiego człowieka ogarnia panika, traci grunt pod nogami, wszystko się chwieje. A prawda jest taka: gdy rezygnujemy z kontroli, spotykamy na naszej drodze odpowiednią osobę, z którą możliwy jest przepływ, zaczynamy w ogóle czuć, zaczynamy czuć bliskość, czuć to, czego chcemy. Często jednak strach, że staniemy się bezbronni – paraliżuje. Ten strach bywa tak wielki, że tracimy przytomność myślenia, widzenia rzeczywistości, wyrzekamy się radości z bliskości, podtrzymując iluzję poczucia bezpieczeństwa, zamiast budować autentyczne poczucie bezpieczeństwa.

Poczucie bezpieczeństwa jest trwałe i ugruntowane, kiedy oparte jest na ufności, nie zaś na czynnikach zewnętrznych, a kiedy budowane jest na kontroli, zależne jest od wszystkiego, wszystkich zmiennych, aspektów, osób, które się kontroluje lub wydaje się, że się to robi.
Kontrola daje nam iluzję bezpieczeństwa. Dlaczego iluzję? Bo wyrasta z przekonania, że kontrola może dać bezpieczeństwo i szczęście, że da się kontrolować coś takiego jak przepływ.
Kiedy w końcu zdarza się coś, co demaskuje kontrolę, DDA czuje, że traci grunt pod nogami i ucieka w popłochu, ale czy życie polega na uciekaniu?
Jak być sobą, poznawać siebie, kiedy odmawia się sobie prawa do zaspokajania potrzeb, kiedy się blokuje jedną z pierwotnych i naturalnych potrzeb przepływu i wymiany energii między istotami?
Uczucia, czucie nie są dla nas zagrożeniem, natomiast zagrożeniem jest wypieranie uczuć, odcinanie się od nich, bo zamykamy się w ten sposób na siebie, dezintegrujemy się. A uczucia są, nie znikają, kiedy odgradzamy się od nich murem, zagrożeniem jest to, że nie wiemy, co się dzieje wewnątrz nas. Przecież to, że udajemy, że czegoś nie ma, nie oznacza, że to zniknie, więc nie wiem, czemu w tym przypadku masowo stosowana jest ta metoda.

Tacy jesteśmy wrażliwi, mamy serca, czujemy – to my prawdziwi, nie wyrzekniemy się tego, że uczucia są integralną częścią nas samych. Możemy je za to przyjąć z miłością i akceptacją, otworzyć się na to, co wielokrotnie odpychaliśmy, scalić i pokochać jak wszystkie inne „części” siebie. Przepływ między istotami to naturalny stan istnienia, jak oddech dla ciała fizycznego. Oddech płynie – wdech, wydech – wymiana, przepływ między ludźmi, to się po prostu dzieje instynktownie, bez wysiłku. Ciekawe, co się po drodze stało, że zrezygnowaliśmy z płynięcia w żywym nurcie energii i postanowiliśmy go regulować, zmieniać, dopasowywać do wymyślonych schematów. Kiedy zdarza mi się czuć z kimś przepływ, jest to fascynujące i orzeźwiające, przyjemne, dające lekkość, radość, kontakt nie męczy, nie trzeba wkładać wysiłku energetycznego, bo nie ma blokad i oporu, kiedy natomiast nie ma przepływu, nie ma lekkości, bez obiegu energii trzeba jej więcej wydatkować, trudniej się rozmawia, trudniej o wzajemne zrozumienie. I mówię tu w ogóle o relacjach, interakcjach, nie tylko o tych partnerskich czy małżeńskich. Wszystkie kontakty lepiej się udają, gdy jest przepływ. Kiedy traci się kontrolę, strach odpada na tyle, żeby zauważyć różnicę, zaczynamy widzieć, jaki ciągły opór musimy pokonywać w codziennych relacjach, ile się zmagamy, męczymy, zamiast płynąć i przypominać sobie, kim jesteśmy.

Licencja: Creative Commons
2 Ocena